Kategoria: WARSZTAT (Page 2 of 3)

Łuk prehistoryczny

Etap I

Od dawna chodziło mi po głowie, żeby wykonać łuk prehistoryczny przy użyciu prymitywnych narzędzi. Aura sprzyja więc do dzieła!
Założenie jest następujące: stworzyć w pełni działający łuk i strzały, zdatne do polowania, przy użyciu materiałów dostępnych w naturalnym otoczeniu. Rozpoczynamy wraz  z nadejściem zimy, skończymy… kiedy będzie gotowe. Przepraszam za jakość zdjęć, ale taki już mam telefon :)

IMG_20160102_121215

Etap I – zrób sobie siekierkę
Nasz pierwszy wypad miał na celu zdobycie krzemienia niezbędnego do wykonania narzędzi. Od dawna znałem miejsce gdzie jest dość sporo krzemienia, niestety wątpliwej jakości. Pozbieraliśmy największe bryły jakie udało się znaleźć, musi nam to wystarczyć. Nasz prehistoryczny przodek też nie miałby wyboru- tak sobie to tłumaczymy :) Zbieranie odbyło się jakieś 2 tygodnie temu, więc bez gnojoskoków (czyt. gumofilców) ani rusz. Na szczęście wczoraj pogoda dopisała. Sypnęło śniegiem i nareszcie mróz! Zastanawialiśmy się czy możemy użyć współczesnych narzędzi do wykonania narzędzi krzemiennych. Zdecydowaliśmy, że pozwolimy sobie na drobne ułatwienia. Skorzystaliśmy ze ściętych już wcześniej gałęzi, jeśli krzemienna obróbka będzie zbyt czasochłonna, pozwolimy sobie na użycie noża. Niestety jesteśmy bardzo ograniczeni czasowo. Póki co zabraliśmy się za łupanie krzemienia. Niestety obawy się potwierdziły, krzemień był bardzo słaby, pękał zupełnie nieprzewidywalnie, rzadko kiedy struktura krzemienia pozwoliła na kontrolę łupania. Mimo wszystko udało się zebrać kilka ostrzy, które miejmy nadzieję, wytrzymają silniejsze uderzenia. Mamy też dość sporo materiału na groty i skrobaki do drewna.

IMG_20160102_130607IMG_20160102_130617

Tego samego dnia udaliśmy się do lasu zebrać trochę dereniowych gałązek na strzały. Jest to świetny materiał stosowany od dawna. Jeśli mnie pamięć nie myli to Otzi (https://pl.wikipedia.org/wiki/%C3%96tzi) posiadał przy sobie komplet strzał dereniowych. Na koniec, tradycyjnie ognisko i posiłek. Tym razem oprócz klasycznej kiełbasy, były także żeberka z daniela :)

IMG_20160102_154039

Ciąg dalszy nastąpił:


 

Etap II

Nareszcie! Po długim czasie udało się zorganizować kolejny dzień naszego projektu. Odkładaliśmy to już od dobrych 2 miesięcy. W grę wchodziły tylko weekendy i albo mieliśmy już osobiste plany, albo pogoda była do kitu. Potrzebowaliśmy całego dnia żeby na spokojnie, bez żadnych nerwów zrealizować nasze zamiary. W końcu się udało, na dodatek pogoda jak marzenie. Słońce, ciepło, sucho, prawie bezwietrznie. Następnego dnia już mgła i deszcz. Tak miało być  :) Chyba czas przedstawić w końcu autorów tego dzikiego pomysłu. Z Lewej Krystian z prawej ja. Aloha!

_MG_0915

 

Oczywiście zabraliśmy ze sobą łuki i skorzystaliśmy z otwartej przestrzeni żeby wykonać kilka dalszych strzałów. Świetnym celem okazała się stara purchawa wielkości arbuza, która ładnie sygnalizowała trafienie.  Zabraliśmy ze sobą wszystko co pozwoli nam przetrwać do wieczora na łonie natury i oczywiście nasze cudowne siekierki.

 

_MG_0931 _MG_0949 _MG_0950 _MG_0956

 

By nie popaść w konflikt z prawem wybraliśmy się w miejsce nieużytków, ruin dawnego gospodarstwa. Wiedziałem, że dokonywano tam wycinki wiązów pod słupami wysokiego napięcia. Od właściciela dostałem pozwolenie na zabranie drewna. Niestety nie mogliśmy wyciąć żywego drzewa więc projekt niestety będzie lekko oszukany. Mimo wszystko musieliśmy odciąć niepotrzebne końce pieńka więc przetestowaliśmy nasze krzemienne siekiery. Jeśli wyjdzie nam z tym to z normalnym ścięciem drzewka też nie byłoby żadnego problemu.  Potrzebowaliśmy pień niewielkiej średnicy, aby było jak najmniej materiału do obróbki. Pod słupami leżało dosyć sporo wiązów więc było z czego wybierać. Drzewka były młode i strzeliste, idealne na łuk. Wybraliśmy pieniek o średnicy ok. 12 cm u podstawy. W jednym miejscu lekko skręcał, ale nie wybrzydzaliśmy. Zaciągneliśmy go w bardziej przestronne miejsce i do dzieła! Kilka pierwszych uderzeń, i co? Działa! Mimo tak kiepskiego materiału na ostrza i dosyć prowizorycznej konstrukcji, dało się rąbać. Co prawda więcej miało to wspólnego z miażdżeniem, ale pień poddał się po około 20 min. Ostrze mniejszej siekierki po niefortunnym uderzeniu skruszyło się, ale dało się pracować dalej.

_MG_1052 _MG_1017 _MG_1061 _MG_1059

 

Bardziej efektywna była siekierka z największym ostrzem. Miała wystarczającą masę żeby solidnie uderzyć i co najważniejsze, sam kamień się nie kruszył. Pierwszy wniosek z naszego eksperymentu: Do ścięcia niewielkiego drzewa nie potrzeba dobrej jakości, narzędzi. Wystarczy solidny kamień/krzemień który z grubsza przypomina ostrze. Siła razy gwałt daje pożądany efekt. Ostatecznie cięcie przypominało robotę bobra :)

_MG_1060

Teraz czas na krytyczny moment. Rozszczepianie pnia. Każdy kto pracował z wiązem, w szczególności tej polnej odmiany, wie jak trudno rozłupać taki pieniek. Włókna są bardzo „powiązane” ze sobą i trudno rozszczepić pień wzdłuż. Konieczne są nieustanne poprawki pęknięcia, które ucieka raz w prawo raz w lewo. Pieniek jest niewielkiej średnicy, a celem jest uzyskanie 2 równych połówek zdatnych do zrobienia łuku. Jeśli teraz pójdzie coś nie tak, pracę trzeba będzie rozpoczynać od zera. Oprócz tego, że wiąz sam w sobie jest trudny w rozszczepianiu, oba końce nie miały równego ścięcia. Odpada wiec wbicie klina w sam środek przekroju pnia. Ociosaliśmy grubszy koniec aby stożek był mniejszy i wyrysowaliśmy linie, wzdłuż których chcemy rozłupać pieniek. Kliny wykonaliśmy przy użyciu współczesnej siekierki (choć nie do końca bo była repliką US z czasów secesji). Przypominam, że do wykonania prymitywnych narzędzi pozwoliliśmy sobie na pewne ułatwienia. Kliny spisały się wyśmienicie, co jakiś czas wymagały naostrzenia (wykonane z bzu czarnego). Pierwsze kliny wbiły się idealnie, pęknięcie póki co wyglądało ok.

_MG_1063 _MG_1065

Później rozszczepialiśmy pień coraz bardziej wbijając kliny z obu stron kontrolując pęknięcie. Jak na złość co chwilę schodziło w jedną ze stron. Szczególnie na sękach.  Korygowaliśmy ja wbijając klin nieco dalej gdzie szczelina jeszcze nie doszła. W ten sposób niejako na siłę naprowadzaliśmy pęknięcie na właściwy tor.

_MG_1070 _MG_1071

Najtrudniej jak mówiłem było na sękach.  Znaleźliśmy na to sposób. Najpierw ostrzem krzemiennej siekierki wybijaliśmy rowek dokładnie przez środek sęka, a następnie w powstały rowek wbijaliśmy klin. Dzięki temu, że rozerwaliśmy górne włókna, klin wchodził prosto i rozłupał pień dokładnie w poprzek sęka. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do drugiego końca. Pień pękł, ale nadal trzymały go pojedyncze pasma/włókna drewna. Wystarczyło poszerzyć pęknięcie klinem i ściąć je siekierką.

_MG_1077 _MG_1078

Ostatecznie udało się rozłupać pień idealnie na dwie części. Wygląda super!

_MG_1081 _MG_1082

 

Postanowiliśmy, że jeszcze tylko obetniemy nadmiar drewna z boków i ściągniemy korę. Na ognisku żeberka daniela definitywnie domagały się zjedzenia. Poza tym nasza warzywna zupa też gotuje się od kilku minut. Tutaj zaczęły się schody. Nasze siekierki nie bardzo nadają się do dalszej obróbki drewna. Mają zbyt małe właściwości tnące. O ile tnąc w poprzek pnia, miażdżyliśmy i jakoś odcinaliśmy drewno, to przy uderzeniach pod mniejszym kątem bardzo trudno było ścinać nadmiar drewna.

_MG_1092 _MG_1102

Na siłę jakoś wyrównaliśmy boki. Później ściągnęliśmy korę. Samo zrywanie kory przy świeżym drewnie wiązowym jest łatwe i szybkie. Kora z łykiem odchodzi całymi płatami. Robota na dziś skończona, czas na gratulacje .

_MG_1107

Drugi wniosek: Do dalszej, bardziej precyzyjnej obróbki musimy wykonać nowe narzędzia z innych materiałów. Jakich? Jeszcze nie wiemy. Czas na edukację. Jeśli posiadasz wiedzę lub materiały chętnie skorzystamy :)  Robota na dziś skończona. Czas na odpoczynek. Zupa wyszła rewelacyjnie, żeberka jak na nasze możliwości niczego sobie (Aniu, dziękujemy za marynatę :) )

 

_MG_1075 _MG_1089 _MG_1118

Na koniec nie pozostaje nam nic innego jak czekać na kolejny dzień naszego projektu i na sponsorów sprzętu prehistorycznego :P a tak poważnie to niedługo zmajstrujemy nowe narzędzia i będzie cacy. Jesteśmy zdeterminowani :) Na koniec zdjęcia w krzokach :D

_MG_0918-001 _MG_0927

małe dzieci…

 

 

ETAP III

Ależ tak! były kolejne etapy, tylko autor leniwy i nie chciało się zdjęć wstawiać. Pisząc to znam już niemal finał tej zabawy. No ale po kolei. kolejny etap nastąpił dopiero latem 2017. Po długiej przerwie zdarzyła się okazja na zamku Grodziec. Przebywaliśmy tam 2 tygodnie wiec na pewno znalazłoby się trochę czasu na nasz projekt. Na tym etapie należało usunąć cały niepotrzebny materiał. Najpierw wyrysowaliśmy na grzbiecie orientacyjny kształt łuku. Oczywiście przy użyciu węgielka. Tutaj też opracowaliśmy prehistoryczną wersję „szlagsznury”. Rozdrobniliśmy węgiel drzewny na pył i wrzuciliśmy do pojemnika z sznurkiem lnianym. Wystarczyło trochę pomieszać, delikatnie wyjąć z pudełka, rozpiąć sznurek od jednego końca szczapy do drugiego, napiąć i.. sru dup. Równiutka linia wyznaczająca oś grzbietu gotowa! Byliśmy niezwykle dumni z wynalazku :D jedna szczapa była trochę krzywa wiec oś została wyznaczona od końca ramion do środka łuku. Uznaliśmy, że lepiej podjąć eksperyment z wyginaniem niż zrobić skręcony krzywy łuk.

 

To był sprawdzian dla naszych prawdziwie prymitywnych toporków. Ze stosu łupków udało się uzyskać 2-3 sensowne. Ostatecznie jeden działał bardzo dobrze i ciosanie szło równo i przyjemnie.

Nie było łatwo ale się udało. Z normalnym metalowym toporkiem byłoby to pół godziny ciosania. W tym wypadku było to kilka godzin dziubania. Przy okazji anegdota. Robiliśmy te łuki na zamku Grodziec na stoisku w ramach pokazu i przy okazji wystawiliśmy naszą „Gusię” na wolne datki z napisem „zbieramy na lepsze narzędzia”. No i przychodzi taki typowy janusz i mówi: „Co wy to robicie, nie macie normalnej siekierki” Ja na to: „Wie pan, tak normalnie to za łatwo. Sztuka to zrobić łuk w ten sposób. Zresztą napisane jest że zbiremy na lepsze narzędzia” Na co janusz: „Chyba na leczenie w szpitalu psychiatrycznym” i poszedł. Najbardziej żałuje że byłem na tyle zszokowany, że nie zdążyłem rzucić nawet najprostszą ripostą w stylu „Yhy… chyba ty”. No ale trudno. Zastanawia mnie tylko jedna sprawa. Po co takie bałwany jadą zwiedzać zamek? Pytanie pozostanie bez odpowiedzi.

Na zamku udało się nam wyciukać wstępny kształt łuku. W trakcie roboty w mojej szczapie ujawniły się pęknięcia które zmusiły mnie do zredukowania siły. Notowania nie były dobre, no ale zobaczymy co dalej. Następnym etapem miało być hartowanie drewna i wyginanie naszych kijaszków.

 

 

 

ETAP IV

Łuki wygladają już jak łuki więc umówiliśmy się w pewną piękną jesienna pogodę na opalanie :) Wypad miał na celu zrobienie ogniska, ugotowanie gara zupy i zahartowanie drewna nad rozżarzonymi węglami. Plan piękny, rzeczywistość jeszcze piękniejsza. Co więcej wszystko działo się w miejscu gdzie zaczęliśmy tą cała zabawę. Pogoda była wymarzona, słońce, bezchmurne niebo. Postrzelaliśmy trochę na odległość. Gar zupy był rewelacyjny. Postępująca skleroza zmusiła mnie do wyrzeźbienia drewnianej łyżki naprędce. Dzieło sztuki to nie było ale coś tam nabierała :) Jak już mieliśmy piękny żar, rozciągnęliśmy go na większą powierzchnię i do dzieła. Po przeciwnej stronie żaru ustawiłem sobie kamienie i postanowiłem wyginać łuk w przeciwną stronę podczas opalania żeby uzyskać refleks. Wszystko szło jak marzenie. Opalanie nad żarem daje takie same efekty co opalarkę z tym że trzeba bardziej uważać. Na sam koniec kiedy słońce już dawno było za horyzontem uznałem, że jedno ramię trzeba naprostować. To był błąd w pośpiechu wsadziłem gorące ramię pomiędzy młode wiązy i coś pękło. Niewielkie pękniecie na i tak już osłabionym ramieniu. Notowania znowu spadły. No ale cóż… robimy dalej :)

 

Wybaczcie za jakość zdjęć, telefon nie ogarniał tego piękna ;)

 

 

 

ETAP V

Profilowanie. Najbardziej stresujący etap. Tutaj mogliśmy pogrzebać cały projekt. Strach był, ale przystąpiliśmy do profilowania ramion. Powolutku przy użyciu łupków skrobaliśmy ramiona i sprawdzaliśmy ich wygięcie. Mój łuk niestety nie dawał nadziei na więcej niż 16kg. Czułem to już wyginając ramiona na podłodze. Trudno, na słonie z nim nie pójdę. Łuk kolegi spokojnie dawał nadzieję na 20 kg. W myślach przeklinałem ukryte pęknięcia w drewnie, które powstają przy rozszczepianiu pnia.

skrob,skrob,skrob…  sprawdzamy, skrob, skrob skrob… sprawdzamy, skrob… i tak cały wieczór. Aż w końcu jest! Wygina się! Równo! Działa! Mój entuzjazm był większy bo kolega zebrał za dużo drewna z jednego ramienia i za szybko założył krótką cięciwę. Powstało słabe miejsce. Gdyby to nie był wiąz, jestem pewny, że łuk byłby już złamany . W tym wypadku tylko wygiął się znacząca krzycząc… „zoroz pukna!” (po śląsku bo kolega tylko po śląsku godo). Musiał niestety przełożyć profilowanie na kolejny dzień. Ostatecznie też udało się wyprowadzić równy profil, ale oba łuki mają ok 15 kg.

Wstępnie można powiedzieć projekt udany! Z radością przystąpiliśmy do najprzyjemniejszego etapu choć trochę nudnego. Szlifowanie i wyrównanie powierzchni. Zadziwiająco jak łądnie można wygładzić drewno przy użyciu krzemienia i kamieni piaskowca. W pewnym momencie kolega tylko pedzioł: „Przestoń bo nie bydzie widać, że my to krzemieniem robili”. Przestałem :)

 

 

ETAP VI

Jest łuk! Ale czy można nazwać łuczysko bez cięciwy łukiem? Pytanie trąci o filozofię więc bez zbędnego myślenia zabraliśmy się za cięciwy. Padło na ścięgna. Mamy z nim najwięcej doświadczenia i pasuje do projektu. Na eksperymenty z włóknami roślinnymi nie było ani czasu ani wiedzy. Przypomniało mi się że gdzieś w szafie zalegają ścięgna łosia. Czekały na dobry moment. Lepszego raczej nie będzie :) Prehistoryczny łuk z cięciwą z łosia brzmi epicko. W RPGach dałbym +10 do rzutu kością ;)

Standardowo, najpierw trzeba roztrzaskać (Daj kamienia!) a później rozdzierać na cienkie włókna. Na końcu plecenie. Trzeba trochę doświadczenia wiec wyszła nam trochę nieregularna grubość, ale chyba wytrzyma. Sam sznur już spleciony, jeszcze trzeba wygładzić… może w kleju skórnym. Świetnie wzmocni i połączy włókna. To jednak temat na przyszły wpis.  Na dzień dzisiejszy jesteśmy tutaj i nasz entuzjazm rośnie. Wstępnie ustaliliśmy że strzelimy z łuków dopiero jak będzie cięciwa i prehistoryczna strzała, wiec jeszcze trochę zabawy przed nami.

Cisowy longbow – reaktywacja

W 2012 wykonałem swój pierwszy cisowy longbow. Opis i kilka zdjęć można znaleźć TUTAJ. Tak jak opisałem to wcześniej, chciałem przede wszystkim żeby łuk przeżył i strzelał. Dlatego wykonałem kilka zabiegów, które zmniejszyły ryzyko złamania do minimum. Łuk był długi (między zaczepami 189cm) z lekkim nadmiarem materiału. Na grzbiet nakleiłem rawhide (przyp. suszona surowa skóra, w tym przypadku kozy). Oczywiście im bardziej „bezpieczne” projektowanie łuku, tym gorsza dynamika. Najlepsze łuki to te, które balansują na granicy wytrzymałości. Dobry łuk powinien być w 9/10 złamany. Ten longbow z pewnością nie spełniał tych warunków. Dodatkowo po jakimś czasie pojawiło się ułożenie. Łuk był zbyt ciężki jak na swoją siłę naciągu i przyjemność strzelania była niewielka. Postanowiłem więc, ponownie zabrać łuk do warsztatu.

ułożenie

Ułożenie łuku przed zmianami

Parametry łuku przed poprawkami:
Długość między zaczepami: 189cm
Naciąg: 24 kg/28″
Waga: 631g
Ułożenie:
dolne ramię: 4cm
górne ramię: 4,5cm

Teoretycznie wiedziałem co zrobić aby poprawić parametry łuku. Miałem jak zawsze wiele wątpliwości, ale postanowiłem spróbować. Ryzyk-fizyk doskonale sprawdza się przy nabieraniu łuczniczego doświadczenia. Plan był następujący:
1. Skrócić i zdjąć starą skórę.
2. Nagiąć na parze w lekki refleks.
3. Lekko opalić brzusiec.
4. Przykleić nową jaśniejszą skórę.
5. Zebrać maksymalną ilość niepotrzebnego materiału, szczególnie  z boków i w okolicach gryfów.
6. Wykonać bardziej smukłe i lekkie gryfy.
7. Zamiast lakierem, zakonserwować łuk szelakiem.

  1. Tutaj nie było specjalnych trudności. Piła, ciach i gotowe. Wstępnie skróciłem o jakieś 10cm.
    gryfy
  2. Naginanie nie sprawiło żadnych trudności. Cis świetnie się do tego nadaje.
  3. Opalanie zawsze mnie stresuje. Trwa dosyć długo i nigdy do końca nie wiem czy opaliłem wystarczająco, czy zbyt mocno. Poziom wilgoci w drewnie też stanowi zagadkę, więc trzeba odstawić łuk na jakiś czas, żeby drewno nabrało nieco wilgoci.
  4. Użyłem skóry pozyskanej z białej kozy, kolorystycznie prezentowała się znacznie lepiej niż wcześniejsza szara skóra. Po namoczeniu w kleju rybim stała się nieco transparentna, więc nie rzuca się specjalnie w oczy.
  5. Powoli zbierałem coraz więcej materiału. Ostatecznie łuk jest znacznie lżejszy, mniej kanciaty, a gryfy bardziej delikatne.
  6. Nowe gryfy wyglądają o wiele lepiej i są mniejsze.
  7. Łuk zakonserwowałem wieloma cienkimi warstwami bezbarwnego szelaku. Prezentuje się znacznie lepiej niż lakier. Przyjemność nakładania o niebo większa.

No i stała się magia! Po profilowaniu okazało się, że łuk waży 491g a naciąg wzrósł do 26kg. W spoczynku utrzymuje niewielki refleks na poziomie 2cm. Wg mnie wygląda znacznie lepiej niż wcześniej, a co najważniejsze wzrosła dynamika i przyjemność ze strzelania (jeśli można mówić o przyjemności strzelania z 26-cio kilogramowego łuku). Zrezygnowałem z rogowej wstawki na rzecz małego wypalanego krzyżyka. Cięciwa dacronowa z lnianymi owijkami przynajmniej sprawia wrażenie naturalnej. Później planuje wykonać naturalną cięciwę flamandzką. Morał taki, że czasem warto zaryzykować i poprawić swój stary łuk. Jest to też wartościowa lekcja, ponieważ odkrywamy nasze wcześniejsze błędy.

Parametry po zmianach(w nawiasie przed):
Długość między zaczepami: 175cm (189cm)
Naciąg: 26 kg/28″ (24kg)
Waga: 491g (631g)
Ułożenie: brak (4cm)
Refleks: 2cm

Na koniec oczywiście galeria:

Smartfon i łuk

Witam po długiej przerwie!
pociąg relacji Racibórz-Wrocław. Mam 3h 26min ,żeby napisać coś sensownego. Moment idealny. Co ciekawego można robić w pociągu? Rozglądam się i już mam odpowiedź. Wystarczy mieć smartfona, który zapewni niezbędną rozrywkę. Na osiem osób w zasiagu wzroku, siedem gapi się w ekran telefonu. Ten ósmy dzieciak naprzeciwko pochłania kanapki na przemian z jakimiś kolorowymi kulkami. Za oknem zaś przepiękna pogoda. Na niebie nie ma nawet jednej chmurki. Chcę do lasu! albo przynajmniej pomajstrować coś w warsztacie. Od kiedy pamiętam, zawsze wolałem podczas podróży patrzeć co tam się dzieje za oknem. Uwielbiam polską naturę. Szczególnie upodobałem sobie wypatrywanie drzew na łuki. Zapewniam was, przednia zabawa. Tutaj objawy obsesji cisowej wyrażały się nadzwyczaj szczególnie. Na trasie dom-szkoła, później dom-uczelnia, znałem pozycje każdego drzewa cisowego. Za każdym razem upewniałem czy jeszcze sobie rośnie.  Gdyby leżało ścięte, byłbym w stanie zatrzymać autobus i wysiąść. Obsesja dosyć specyficzna i zasługuje na szersze opracowanie. Może jakiś psycholog szuka tematu pracy na obronę? Jestem świetnym obiektem do badań :) Zresztą każdy łukorób choruje na to samo: Popatrz! Tam rośnie łuk!

[Oni nadal gapią się w telefony, nawet pulchny z kulkami przyssał się do telefonu kolegi. Niech się gapią. Może szukają łuki pod choinkę. Chociaż patrząc na poziom rozbawienia, oglądają koty na jutubie.]

Wracając do tematu, którego nawet nie zacząłem. Zgodnie z zapowiedzią miałem pisać o bólu istnienia. Właśnie zadzwonił mój telefon. Rozmawiałem jakiś czas o rozbieraniu i suszeniu ścięgien. Grubasek naprzeciw wyraźnie nie rozumiał o czym mówię. Po rozmowie patrzył na mnie  jeszcze jakis czas, jak na eksponat z innej planety, po czym wsadził sobie w uszy słuchawki i wyciągnął mp3. Chyba bał się, że znów ktoś do mnie zadzwoni. Mniej więcej o tym chciałbym pisać. O struganiu łuków  w dzisiejszych czasach.

Teraz powiem Wam coś ciekawego. Pracuję jako grafik komputerowy i siedzę minimum 8 godzin dziennie przed ekranem komputera (nawet nie jednym). Zdalnie projektuję strony mobilne i interfejsy do oprogramowania wielkich korporacji. Po co to mówię? Żeby naświetlić pewien obraz: człowiek, który pół życia struga patyki, uwielbia dziką naturę, spędza teraz większość czasu przed komputerem (pokonuję chyba tych wszystkich smartfonowców w pociągu, ale ze mnie hipokryta!). Jak pogodzić taką pracę z moją pasją? Jak znaleźć na to wszystko czas? Żeby było mało, to zachciało mi się stronę prowadzić. Ano jakoś trzeba. Oczywiście, że nie zrobi się wszystkiego i trzeba rezygnować z niektórych pomysłów. Aktualnie mam 5 niedokończonych łuków, a na co najmniej drugie tyle mam pomysły. Chciałbym nauczyć się filcowania wełny, chciałbym wymienić klucze w mojej lirze korbowej, chciałbym wykonać inne ludowe instrumenty, chciałbym dokończyć grę karcianą, którą jak wiele innych rzeczy zacząłem i nie skończyłem… chciałbym wreszcie mieć czas na to wszystko.

[Te kolorowe kulki jednak nie są kolorowe. Wszystkie są żółte i sadząc po zapachu, serowo-cebulowe.]

Piszę ten artykuł przede wszystkim dla tych, którzy uważają, że nie pasują do współczesnych czasów. Chcieliby żyć w lesie, w zgodzie z naturą, najlepiej z własnoręcznie wykonanym łukiem. Czy aby na pewno? Stworzyliśmy sobie w głowie romantyczny obraz „człowieka dzikiego”. Tak naprawdę natura jest surowa i nie wybacza błędów. Większość z nas, ze mną włącznie, zginęłaby w pierwszym tygodniu życia w głuszy. Nie wspomnę już, że wizja mycia się zimną wodą paraliżuje współczesnego człowieka. Jest to wątek na dłuższą opowieść, ale nie o tym dzisiaj. Mówiąc krótko. Żyjemy w takich, a nie innych czasach i cieszmy się z tego. Dostosujemy się do nich, albo może inaczej: wykorzystajmy to.

[Grubasek zjada swój czwarty posiłek. Drożdżówka z budyniem. Pancerny żołądek.]

Sam długo opierałem się przed kupieniem smartfona (tak, też mam, ale bardziej taki zamiennik młotka) i przed założeniem profilu na tym szatańskim fejsie. Do dzisiaj boli mnie, że tam jestem, ALE… za pośrednictwem tej strony mogę dotrzeć do Was. Wokół siebie trudno znaleźć osoby o podobnej pasji. Internet ułatwia poszukiwania. Jest to oczywiście kopalnia wiedzy i materiałów (sklepy internetowe). W bardzo łatwy sposób można dotrzeć do setek informacji, które pozwalają rozwijać pasję. Bez internetu z pewnością nie wykonywałbym łuków na obecnym poziomie. Wieki temu rzemiosło było na dalece lepszym poziomie. Jednak ludzie robili daną czynność całe życie a zdobytą wiedzę przekazywali z pokolenia na pokolenie. Wiedzę nabytą metoda prób i błędów. Dziś wystarczy trochę pohasać w sieci i znajdujemy strony i literaturę na dany temat. Na dodatek nie ogranicza nas odległość ani język. Przy odrobinie chęci z podręcznikiem w ręku, możemy samodzielnie rozwijać się wybranej dziedzinie. Jak dla mnie bomba! Ważne aby nie zatrzymać się na poziomie trola internetowego. Nie zgłębiajcie jedynie teorii. Teorię należy sprawdzić w praktyce.

[Zepsuł się pociąg…mogę więc pisać i pisać.]

Jeśli już poruszyłem temat fejsa. Bardzo nie lubię obecnej tendencji do upubliczniania swojego życia prywatnego. Głowa boli od pierdół jakie ludzie publikują o sobie. Współczesna szara jednostka gorączkowo szuka adoracji i akceptacji u drugiego człowieka. W realnym życiu, trzeba się zaprzyjaźnić, spotkać się. Pokazać się w całej swojej zwykłej, szarej postaci. Natomiast w internecie…
Popatrz! Mam nową fryzurę! Lubisz ją? Napompowałem bajcepsa, wyskoczyła mi nowa żyłka! Na dodatek jestem w nowym związku. Lubicie to? Oczywiście, że lubimy! Lubimy podglądać czyjeś życie, w realu nie jesteśmy tacy fajni i wygadani.

Czekaj, czekaj koleś… przecież prowadzisz fanpejdż o tych twoich patykach, zbierasz lajki, cieszysz koparę z każdej kolejnej setki polubień. Piszesz artykuły, upubliczniasz się! O co Ci chodzi?

Zgadzam się z powyższym. Jest jednak drobna różnica. Tak naprawdę nie chce mi się spędzać kolejnych godzin przed komputerem i prowadzić stronę o łukach. Nie robię tego by połechtać swoje ego. Nie robię tego dla popularności. Wreszcie, nie robię tego dla pieniędzy (przy okazji odpowiadam na kolejne maile: niestety nie wykonuję łuków na zamówienie, nie mam czasu :) ) Wiec po co?

UWAGA! TONA WAZELINY!

Robię to dla Was – czyli osób które prawdopodobnie interesują się łukami (reszta czyta z ciekawości, „co ten znowu za pierdoły pisze”). Uwierzcie mi, wolałbym poświęcić ten czas na siedzenie w warsztacie albo bieganie z łukiem. Mam jednak nadzieję, że poprzez moją stronę zainteresuję kolejne osoby tym specyficznym hobby. Od wielu lat jestem wychowawcą kolonijnym i wiem, że wiele młodych ludzi na poważnie interesuje się tradycyjnym rzemiosłem. Wiele młodych ludzi (tak jak ja kiedyś) szuka kogoś kto podzieli się swoim doświadczeniem i pomoże stawiać pierwsze kroki. Żeby nie było, że jestem totalnym altruistą i męczennikiem. Robię to także dla siebie. Żeby poznać kolejnych ciekawych ludzi i fanatyków łuków drewnianych. Strona internetowa to wspaniały pamiętnik/album ze zdjęciami. Mam też nadzieję, że pomoże mi to kiedyś zrealizować kolejne marzenie. Stworzyć własny podręcznik dla łukorobów.

Ale się rozpisałem! Na czym stoimy? Człowiek, który siedzi przed komputerem 8 godzin dziennie, struga łuki. Nie lubi fejsbuka, ale korzysta z niego, co więcej prowadzi swoją stronę. Chciałby żyć w lesie, ale drewno kupuje przez internet. Nie lubi się upubliczniać, a właśnie to robi, spisując swoje myśli z zamieram porzucenia w sieci. Aha! Piszę o ludziach lasu dwudziestego pierwszego wieku. Jesteś takim człowiekiem? Nie narzekaj tylko korzystaj. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby czasem wyjść do lasu, zorganizować przygodę w dziczy, wystrugać swój własny naturalny łuk. Trzeba tylko odciąć się od niepotrzebnych informacji, reklam, postępującej konsumpcji i sprawić, że nie będziemy niewolnikami współczesnego świata. Dostosujmy technologię tak, aby nam służyła, nie zaś zawładnęła nami.

Artykuł trochę inny niż te, które były i zamierzam publikować. Stanowczo za długi :) Nie opisuję tu żadnego gatunku drewna, ani rodzaju łuku. Mam jednak nadzieję, że Was nie zanudziłem. Jeśli są osoby, które dotarły to tego fragmentu, znaczy że coś tam Was zaciekawiło. Był trochę moralizatorski i niekoniecznie musicie się ze mną zgadzać. Myślę jednak, że tego typu wpis mogę potraktować jako wprowadzenie i motywację do kolejnych. Będę w końcu pamiętał, po co ta strona istnieje :) Jak często będą pojawiać się wpisy? Nie wiem. Nic nie obiecuję, ale wiele zależy od Was. Jeśli będziecie aktywni, będzie to znaczyło, że ktoś to czyta i warto pisać dalej. Postaram się aby tygodniowo pojawił się przynajmniej jeden wpis (jeśli nie tu, to na fejsie). Pomysłów jest wiele. Na pewno pojawi się coś o nowych łukach. Ostatnio usprawniłem swój stary cisowy łuk (stała się magia), rozpocząłem też pierwszy łuk z wklejanymi gryfami. Może pojawi się jakiś artykuł o ścięgnach albo o konkretnym gatunku drewna, zobaczymy. Czekam też na Wasze propozycje i maile.
Pozdrawiam współczesnych dzikusów!

Hunter z chińczyka

Tym razem coś nowego. Nie jest to łuk naturalny ale trzyma klimat :] Rok temu, kiedy wpadł mi w ręce chiński łuk typu recurve, jedno wiedziałem na pewno – jest brzydki. No ale czego się spodziewać po tanim łuku, wykonanym nie wiadomo gdzie i przez kogo. Chociaż prawdopodobieństwo małych chińskich rączek jest wysokie.

Łuk strzelał całkiem przyjemnie, nie kosztował mnie wiele, więc postanowiłem się pobawić w tuning wizualny. Najbardziej rażące były niebieskie napisy na białych ramionach. Zawsze chciałem posiadać w swojej kolekcji spersonalizowany łuk typu hunter więc w głowie zrodziła się wizja gruntownej przebudowy. Ryzyko niepowodzenia było całkiem spore bo trudno manipulować wyglądem gotowego łuku i jednocześnie go nie uszkodzić. Najpierw rozkręciłem cały łuk i wyrzuciłem niepotrzebne żelastwo. Nie miałem nigdy zamiaru korzystać z celowników czy stabilizatorów. Następnie przeszlifowałem ramiona i usunąłem gryfy. Później pod pilnik poszedł majdan. Zmieniłem kształt bo pierwotny był bardzo toporny. Szyny na ramiona także zmieniły kształt i zostały przygotowane do fornirowania. Bardzo podobają mi się intarsje na drogich customowych łukach więc i tym razem spróbowałem swoich sił. W warsztacie miałem kilka arkuszy forniru różnych gatunków. Do mojego wzoru użyłem klonu, hebanu i palisandru. Wszystko przygotowałem do klejenia i tutaj zaczęły się schody. Kiedy zaczynamy robić coś nowego, ciągle stąpamy po niepewnym gruncie i każdy krok jest wielką niewiadomą. Zawsze są jakieś przypuszczenia, ale póki nie sprawdzimy w praktyce, nigdy nie poznamy efektów. W ten sposób przystąpiłem do crash testów. Obklejenie pracujących ramion jest bardzo trudne. Próbowałem różnych fornirów i klejów. Po kilku próbach pierwotny plan oklejenia grzbietu ramion fornirem palisandrowym poszedł do kosza. Miałem nadzieje, że bardziej elastyczny orzech amerykański da radę, ale też się nie udało. Ostatecznie padło na moją ulubioną, niezastąpioną skórę kozy :] Na dodatek efekt wizualny chyba przewyższył poprzednie próby z fornirami. Już myślałem, że na darmo kupiłem ten przepiękny fornir palisandrowy. Okazało się jednak, że na brzuścu spisuje się bardzo dobrze i świetnie wpasował się w estetykę ramion. Co do gryfów to nawet nie planowałem ich zmieniać, ale spróbowałem klejenia warstwowego i efekt także jest conajmniej zadowalający. Zmieniłem także śruby. Nie mogłem się powstrzymać przed tym klimatycznym bajerem :] Najsłabszą stroną całego łuku jest majdan. Niestety nie udało się go upiększyć samym bejcowaniem. Brzydki jesion nadal wygląda jak brzydki jesion. Zakryłem tyle ile się da, więcej nie udało mi się zrobić. Całego łuku nie będę opisywał bo lepiej zrobią to zdjęcia.  Na koniec powiem tylko tyle, że z taniego chińskiego łuku można zrobić ciekawie wyglądający łuk „hantingowy”. Czy jest to opłacalne? Chyba nie, ale lubię wprowadzać w życie różne dziwne pomysły :]

Wybór pierwszego łuku

Aktualizacja luty 2022

Zamierzasz kupić swój pierwszy łuk? Zastanawiasz się jaki, za ile i gdzie? Każdy kto rozpoczyna przygodę z łucznictwem w końcu stanie przed wyborem swojego pierwszego giętkiego kijaszka. Wiele razy doradzałem przy wyborze pierwszego łuku, w końcu postanowiłem zawrzeć to w jednym artykule. Teraz wystarczy, że podam link :] (człowiek z natury jest wygodny)

Na samym początku warto określić swój budżet. Biorąc pod uwagę, że jest to pierwszy zakup, który tak naprawdę ma zweryfikować Twoją nową miłość, kapitał jaki zamierzasz przeznaczyć na ten cel będzie zapewne niezbyt wysoki. Na starcie trzeba zaznaczyć, że poniżej 200 zł kupisz jedynie wyroby łukopodobne lub zabawki. Chyba, że interesuje Cię rynek wtórny. Wtedy możesz upolować jakiś sensowny łuczek w cenie 150-200zł. Zwróć jednak szczególną uwagę na stan ramion, czy nie są uszkodzone, obite, rozwarstwione itp. Kupując swój pierwszy prawdziwy łuk, musisz przygotować się na wydatek rzędu 350-600zł.

Kolejnym istotnym wyborem jest rodzaj łuku. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie – dlaczego kupujesz łuk. Łuki z grubsza można podzielić na: bloczkowe, sportowe, laminowane tradycyjne, i naturalne. Z bloczków możesz zrezygnować od razu. Dobry łuk bloczkowy to duże pieniądze. Kupno takiego łuku ma sens, kiedy planujesz polować (w Polsce z łukiem i tak nic nie ustrzelisz), lub sportowo dziurawić środek środka tarczy.

Łuki sportowe/klasyczne są całkiem sensownym wyborem. Młodzieżowe łuki sportowe są dostępne już za 300-350zł. Ich główną zaletą jest możliwość rozkręcenia i schowania nawet w plecaku. Idealne na wszelkie wyjazdy. Dodatkowo w majdanie można zamocować szereg wspomagaczy, które poprawią Twoje osiągi. Sam posiadałem jeden taki łuczek. Należał niestety do niskiej półki cenowej i po 2-3 latach ramię się rozwarstwiło – czyli nie warto oszczędzać. Strzelałem jednak bez żadnych wspomagaczy (nawet podstawka mnie drażniła więc wywaliłem) Wygląd może nie jest najlepszą stroną tych łuków, ale co kto lubi. Swój egzemplarz przerobiłem i  wygląda teraz bardziej naturalnie i hantingowo :] Zobacz sam. Łuki tego typu są zazwyczaj dynamiczne i przyjemne w użytkowaniu. Ze względu na solidny majdan są stabilne i dobrze leżą w ręce. Posiadają delikatne ramiona, więc należy uważać, aby ich nie uszkodzić lub skręcić podczas zakładania cięciwy. Wśród łuków sportowych pierwszym wyborem może być Samick Polaris/ SF optimo+. Strzelałem z obu, na początek jak znalazł. Ostatnio na rynku pojawił się inny łuk dla początkujących, – Core Hit. Niestety nie strzelałem z niego. Do zalet tego modelu można zaliczyć włókno szklane w kolorze czarnym oraz majdan z lżejszego drewna. Optimo i Polaris potrafią być bardzo ciężkie. Przy wyborze jednego z wymienionych łuków kupujmy jak najkrótszą wersję. Jest lżejsza, bardziej poręczna i przede wszystkim bardziej dynamiczna. Ramiona są nieco bardziej przeciążone, ale warto. Nie ma nic gorszego niż wielgachny, ciężki łuk o małej sile naciągu. Nie ukrywajmy też że łuki rekreacyjne/sportowe w cenie ok 300 zł to produkt chiński średniej jakości. Prędzej czy później pojawia się pęknięcia na ramieniu, ale do tego czasu pewnie będziemy już zmieniali łuk na lepszy. Najgorszej jakości są białe listwy szklane (czasem pomalowane tylko na czarno) które wypełnione są dziwną „proszkową/matową” żywicą. Oczywiście widać to dopiero przy złamaniu/obróbce. Najlepiej od razu celować w lite czarne lub przezroczyste listwy. Do tej pory widziałem bardzo dużo złamanych białych ramion, czarne i przezroczyste sporadycznie. Jakość laminatów w łukach hunter/sportowych poprawia się powyżej 600zł.

Łuki laminowane tradycyjne. Mam tu na myśli łuki klejone warstwowo z użyciem włókna szklanego imitujące tradycyjne łuki średniowieczne. W Polsce czołowym producentem takich łuków jest firma Łukbis (Bisok). Są też rzemieślnicy, którzy wykonują łuki w tej technologii, ale ich wyroby to inna połka jakościowa i cenowa. Zaletą tych łuków jest bardziej tradycyjny wygląd i dobra dynamika. Są zazwyczaj wytrzymałe i odporne na odkształcenia. Nie wymagają specjalnej troski. Póki co, mogą być używane na imprezach historycznych. Jednak rekonstrukcja staje się coraz bardziej zaawansowana i niewykluczone, że za jakiś czas łuki laminowane włóknem szklanym nie będą akceptowane. Najpopularniejszym modelem wcześniej przytoczonej firmy jest Diana. Jest to wytrzymały i dobrze zaprojektowany łuk. Obecnie kosztuje ok 600zł (2022). Nic dziwnego, że połowa łuków na imprezach historycznych to Dianki. Godnym siostrzanym modelem jest Artemis, wg mnie bardziej dynamiczny i bardziej atrakcyjny wizualnie. Bardziej budżetowym i nienajgorszym modelem jest Robin 52″ i 62″ – ok 360-550zł (2022). Inne popularne modele tej marki to np. łuk Krymsko-tatarski, Angielski lub Vigo, który ma być odpowiednikiem płaskich łuków historycznych. Są to jednak modele nieco droższe. Pamiętajmy, że te łuki jedynie imitują profile tych konkretnych typów. Naturalne łuki angielskie i krymsko-tatarskie działają na innych zasadach i znacznie różnią się od tych bisokowych.

Diana

Artemis

Robin

Zapraszam do zakupów u zaprzyjaźnionego sklepu https://arbow.pl/
Przy zakupie łuku i wpisaniu w komentarzu hasła BOLIK, otrzymasz tarczę Gratis!

No i pozostały nam łuki naturalne. Czy jest to dobry łuk na początek? Tak samo dobry jak każdy inny. Wymaga jednak nieco więcej troski. Jeśli łuk naturalny jest dobrze zabezpieczony przed wilgocią, wystarczy pamiętać o kilku zasadach użytkowania, które tyczą się zresztą wszystkich łuków. Dynamika dobrego łuku naturalnego dorównuje lub przewyższa osiągami wcześniej przytoczone łuki laminowane. Ich niezaprzeczalną zaletą jest piękny i niepowtarzalny wygląd. Wyjeżdżając na imprezę nikt nie będzie miał tego samego łuku, a pewnym jest, że wzbudzi zainteresowanie wśród innych łuczników. Kolejnym atutem jest personalizacja. Możemy określić typ łuku, preferowane wymiary, gatunek drewna itp. Zazwyczaj każdy rzemieślnik zgodzi się na mniejsze lub większe zmiany wizualne. Dlatego tego typu łuki są dobrym wyborem dla osób zaangażowanych w LARP. Nie musisz się martwić także o przyszłość w rekonstrukcji. Koszerny drewniany łuk to coś co lubią ultra-rekonstruktorzy. Jak z ceną? Tutaj wszystko zależy od rzemieślnika. Podstawowe proste wersje można nabyć już w cenie ok 500-600zł czyli podobnie jak podstawowe łuki Bisoka.

Jeśli chodzi o siłę naciągu, wszystko zależy od Twoich warunków fizycznych. Najlepiej spróbować samemu strzelić z kilku łuków. Jeśli Twoi znajomi nie mają łuków i nie kojarzysz, aby w okolicy ktoś organizował treningi udaj się do najbliższego sklepu łuczniczego. Nie powinno być problemu z wypróbowaniem kilku egzemplarzy. Jeśli nie ma żadnego łuku w okolicy trzeba zaufać sprzedawcy i jego sugestie.

Pamiętaj, aby nie wybierać zbyt dużej siły na początek. Potrzebny Ci przyjemny łuk, z którym nie będziesz się siłować. Na początku najważniejsze jest opanowanie techniki. Łuk nie powinien zbytnio przemęczać mięśni nawet po godzinnym treningu.

Orientacyjne siły naciągu według płci i wieku (opracowane na poczekaniu):

M:
8-12 lat – 8-10 kg
12-15 lat – 13-15kg
15-18 lat – 16-18kg

K:
8-12 lat – 8 kg
12-15 lat – 10-14 kg
15-18 lat – 14-16kg

Wybór należy do Ciebie. Zastanów się gdzie i po co chcesz strzelać z łuku. Jeśli jesteś wygodny i chcesz zabrać ze sobą łuk w każde miejsce, najlepszym wyborem będzie skręcany łuk sportowy. Jeśli cenisz sobie tradycyjny wygląd, ale nie zamierzasz zwracać specjalnej uwagi na swój łuk (czasem rzucisz go w trawę i zapomnisz na całą noc w deszczu) kup sobie Diankę. Jeśli jesteś rekonstruktorem lub chcesz posiadać łuk wyjątkowy, z którym zwiążesz się emocjonalnie, zamów naturala. Ostatecznie to i tak kwestia gustu :]

AKTUALIZACJA FAQ

Jako że ten wpis cieszy się dużym zainteresowaniem postanowiłem uzupełnić go o kilka informacji. Nie ukrywam że chciałbym też uniknąć kolejnych maili o tej samej treści. Odpowiadam cierpliwie ale czasem zdarzy mi się zapomnieć w natłoku zajęć. Jeśli zadaliście pytanie a ja nie odpowiedziałem w przeciągu 2 dni zapytaj ponownie, najlepiej mailowo. Bądź nachalny :)

„Mam na oku taki a taki łuk czy taka siła i długość będą dla mnie odpowiednie?”
Otóż takie pytanie najlepiej skierować prosto do sklepu. Tam są specjaliści od laminatów pewnie lepsi ode mnie i doradzą. Ja nie jestem specem od laminatów. Coś tam się znam na łukach więc zawsze coś doradzę, choć wolałbym poruszać się w obrębie łuków drewnianych. Także pytania o siłę i długość prosiłbym, kierować do sklepów.

„Nie wiem czy laminat czy natural”
Hm… jeśli Ty nie wiesz, to pewnie ja będę wiedział? otóż nie :) Jest to kwestia gustu i potrzeb.

Czy łuk naturalny będzie dla mnie dobry?
Natural jest dla ludzi, którzy czują tą specyficzna więź z naturą. Którzy wchodząc w las są świadomi, że są częścią większego organizmu, a ten las to jego tkanka. Dla tych, którzy tęsknią za dawną wolnością i zastanawiają się co rosło w miejscu naszego domu 3000 lat temu. Dla tych co wiedzą, że łuk był kiedyś gwarantem istnienia. Lub dla tych z reko co nie mogą z laminata :)
Oczywiście żartuje :) Jeśli zadbasz o swój łuk i chcesz mieć wyjątkowy, rzemieślniczy przedmiot to nie widzę żadnych przeszkód.

Rawhide – Koza i łuk

Co ma wspólnego koza z łukiem?
Ano coś ma. Tak się składa, że jej wysuszona skóra (ang. rawhide) stanowi doskonałe zabezpieczenie grzbietu łuku, przy okazji nadając naszej broni niepowtarzalny charakter. W naszym kraju osobiście nigdy nie widziałem łuku z tego typu zabiegiem. W USA w XX w. skóra była najpopularniejszym materiałem zabezpieczającym grzbiet łuku. Postanowiłem zastosować tą metodę w moich łukach i jestem bardzo zadowolony z efektów.

Po co?
Drewno na grzbiecie łuku poddawane jest ekstremalnym siłom rozciągającym. Włókna drewna na grzbiecie mają ograniczoną rozciągliwość (ok. 1% – źródło TTBB), przy czym skóra jest o wiele bardziej elastyczna i wytrzymała. Gdy nakleimy na grzbiet skórę, największe siły rozciągające nie działają już na włókna drewna, a na skórę. Nawet gdyby włókna drewna były nieco „przeciążone”, skóra skutecznie utrzymuje je na swoim miejscu. Oczywiście dzięki takiemu zabezpieczeniu nie sprawisz, że Twój łuk będzie niełamliwy. Dodasz mu nieco więcej wytrzymałości. Zwiększysz jego tolerancje na błędy. Uczynisz go także niepowtarzalnie pięknym :]

Skąd skóra?
Na łuki nadają się skóry takich zwierząt jak koza, sarna, jeleń, krowa. Jednak skóra nie może być zbyt gruba. Skóra kozy i sarny jest cienka i nie wymaga dodatkowych zabiegów. Skóry jeleni czy krów bywają bardzo grube i może się okazać, że będziesz musiał zeszlifować ją do grubości 1-1,5 mm. Ja stosuję skóry kóz ponieważ mam do nich łatwy dostęp. Są cienkie, ale diabelnie wytrzymałe. Musisz pamiętać że gdyby Twój łuk potrzebował mocnego zabezpieczenia to lepiej użyć skóry grubszej. Dobrze też kiedy długość skóry jest nieco większa niż połowa łuku. Wtedy na łuk przyklejamy 2 paski połączone w majdanie. Jeśli skóra jest nieco krótsza (koza, sarna) bez obaw można użyć trzeciego, który połączy pozostałe dwa w okolicy majdanu. Ważne aby jeden pasek w całości pokrywał pracującą część ramienia. Łączenie pasków na środku ramienia łuku nie jest najlepszym pomysłem.
Skórę należy niestety wyprawić samemu. Nie jest to zadanie trudne ale trochę nieprzyjemne, dla niektórych wręcz obrzydliwe. Celem jest uzyskanie skóry niegarbowanej, a jedynie wysuszonej. Jest ona sztywna i o wiele bardziej wytrzymała niż skóry garbowane. Kiedyś na próbę kupiłem gotową skórę w sklepie instrumentalnym (zastosowanie w bębnach). Nie polecam tam kupować bo najczęściej sprowadzane są z Afryki, niemiłosiernie walą capem, są źle wyczyszczone i tłuste. Skóry, które sam wyprawiam są czyściutkie, praktycznie bez zapachu i suche w dotyku. Metoda jest dosyć prosta. Surową skórę wrzucam na ok 3-6 dni do wody wapiennej, po tym czasie oczyszczam ze strony wewnętrznej z resztek mięśni i tłuszczu za pomocą szerokiego noża. Następnie usuwam sierść, która po wcześniejszej kąpieli praktycznie wypada już sama. Tak oczyszczoną skórę rozciągam na ramie lub na wielkich, starych, drewnianych drzwiach. Jest też druga metoda. Surową skórę bez wcześniejszego moczenia w wodzie wapiennej oczyszczam z resztek jak wcześniej i od razu wystawiam do suszenia wraz z sierścią. Sierść po wysuszeniu należy zgolić, co nie jest zadaniem łatwym. Druga metoda jest mniej przyjemna i bardziej pracochłonna. Ma jednak jedną zaletę estetyczną. Po goleniu wewnątrz skóry nadal pozostają resztki sierści. Po namoczeniu w kleju i nałożeniu na grzbiet łuku sama skóra staje się nieco transparentna pozostawiając piękny wzór utworzony przez sierść. Efekt jest jeszcze lepszy jeśli użyjemy skóry o niejednolitej barwie sierści. Jednak jest to zaleta tylko i wyłącznie estetyczna. Jeśli Ci na tym nie zależy zastosuj pierwszą metodę.

Klejenie
Wykonałem kilka prób, żeby przetestować wytrzymałość połączeń drewno/skóra. Kleje do drewna typu wikol,  poliuretanowy i dwuskładnikowy-epoksydowy-wolnowiążący okazały się średnie lub kiepskie. Skórę dało się bez większych problemów oderwać. Oczywiście rozwarstwiała się sama skóra. Klej skutecznie trzymał skórę, ale jedynie na jej powierzchni. Najlepszy okazał się klej naturalny skórny lub rybi. Ja stosuję rybi. Dla próby wykroiłem ze skóry 2 długie paski szerokości ok 5mm. Jeden namoczyłem w kleju i pozostawiłem do wysuszenia z drugim nie zrobiłem nic. Bo takim zabiegu sprawdziłem odporność na zrywanie. Pasek bez kleju dało się zerwać bez większych problemów, z paskiem namoczonym w skórze sporo się namęczyłem. Naturalny klej wnika w skórę, po wyschnięciu skutecznie skleja i wzmacnia włókna wewnętrzne czyniąc skórę niezwykle wytrzymałą.
Przed klejeniem grzbiet łuku trzeba oczyścić i odtłuścić. To samo tyczy się skóry. Zeszlifuj papierem ściernym od strony wewnętrznej i przetrzyj acetonem lub  benzyną ekstrakcyjną. Następnie przygotuj klej. Paski skóry namocz w gorącym kleju, aż wchłoną klej i zmiękną. Przed nałożeniem usuń nadmiar kleju połóż na grzbiecie jednego ramienia i mocno owiń grubszym sznurkiem lub taśmą. Ja używam zwykłej taśmy klejącej. Jednak taka taśma może przytrzymywać nasz pasek tylko kilka godzin w innym wypadku klej zacznie się psuć ponieważ nie jest to materiał oddychający. Dobrym rozwiązaniem może być bandaż. Jednak kilka godzin wystarczy aby naturalny klej się zżelował i nie wymagał już owijki. To samo zrób z drugim ramieniem. Później pozostaw łuk do całkowitego wyschnięcia w temperaturze pokojowej. Cienka skóra kozy jest już całkowicie wyschnięta po kilku dniach. Grubsze skóry mogą wymagać kilkunastu dni. Po odcięciu nadmiaru skóry po bokach postępujesz  dalej z łukiem jakby był z samego drewna. Jednak dopóki nie zabezpieczysz łuku przed wilgocią uważaj na grzbiet łuku. Naturalny klej skórny lub rybi nie jest odporny na działanie wilgoci.
Opis jest dosyć ogólny, ale gdybym chciał szczegółowo opisać cały proces musiałbym spędzić dziś pół dnia przed komputerem. Kto wie, może w przyszłości zabiorę się za książkę na temat wytwarzania łuków. Wtedy opisze wszystko dokładnie, wesprę zdjęciami i rysunkami. Póki co muszę nabierać doświadczenia, a Ty zawsze możesz do mnie napisać i zapytać o szczegóły :]

« Older posts Newer posts »

© 2024 Tomasz Bolik

Theme by Anders NorenUp ↑