Kategoria: WARSZTAT (Page 1 of 3)

Nowy rok, nowy wpis

Tym razem bez żadnych obietnic. Nie, nie mam zamiaru od nowego roku dodawać wpis co najmniej raz w miesiącu, nie będę obiecywał, że zakończę rozpoczęte już projekty. O ile okłamywanie siebie jest wpisane w ludzką egzystencję to okłamywanie kogoś jest już nie w porządku :) Życie się toczy, mamy wiele planów i czasem zwyczajnie nie wyrabiamy się ze wszystkim. Strona po raz kolejny wisiała bez aktualizacji przez kilka miesięcy. Cieszy mnie jednak fakt, że w tym czasie otrzymywałem od was maile. Dzięki! Jadnak czułem że powinność nie została spełniona. Niech więc hobby pozostanie hobby, czyli odprężającą, niezobowiązującą zabawą. Bynajmniej nie opuszczę strony na rzecz warsztatowej samotni. Nadal będę wrzucał co ciekawsze zdjęcia i przemyślenia, dokładnie tak samo jak wcześniej. Przy czym nie będę Was okłamywał, że zacznę robić to regularnie :) Tyle słowem wstępu. Pora na kilka noworocznych przemyśleń. Swoją drogą, chyba tworzy się tutaj tradycja noworocznych wpisów o byle czym :)

 

Byznes is byznes
Jak pewnie pamiętacie, a przynajmniej część z Was, pracowałem zdalnie na pół etatu przy kompie. W tej kwestii nic się nie zmieniło… i wiecie co, polecam, szczególnie jeśli macie mnóstwo pasji, na które brakuje Wam czasu. 4 godziny klepania cyferek i tekstu da się przeżyć, a potem hop w gacie z bundeswehry i do warsztatu albo w teren. Ja oczywiście mogę sobie mędrkować bo mi się udało, zazwyczaj rzadko zdarza się możliwość pracy zdalnej, tym bardziej na niepełny etat. Świat się jednak zmienia i wydaje się że tego typu praca może być coraz bardziej popularna. Słowem… chcesz robić łuki, to naucz się roboty na komputerze. Kolejny paradoks łucznika :) Ot pomysł życie, jeden z wielu.

Skoro mowa o biznesie i pracy. Ponoć powstaje konstytucja dla biznesu. Ależ ja uwielbiam nowinki ze świata polityki! Do tej pory zachwalam brak telewizora na moim mieszkaniu. Dopiero po dłuższym czasie nieoglądania tego badziewia da się zauważyć jakie to wyżymaczki mózgu. Do tego stopnia, że niedobrze się robi od samego oglądania prezenterów. Dzikusem jednak nie jestem, mam internet i radio. O-la-boga! Nawet Netflixa mam :) Ale wracając do nowinek. Ponoć od tego roku rusza działalność nierejestrowana/nierejestrowa – prezenterzy jeszcze się nie zdecydowali. Otóż malutkie firmy które zarabiają poniżej 50% minimalnej krajowej (na ten rok ok 1 tys) nie muszą rejestrować działalności i nie muszą odprowadzać podatku. Czy ZUS naprawdę jest gotowy na „TAKI CIOS”? ;) Nie wiem. Nie wiem też na jakieś zasadzie ma się odbywać sprzedaż w firmach nierejestrowanych. Mimo to wstępnie jestem dość entuzjastycznie nastawiony. Widzę tu przede wszystkim bardzo duży potencjał dla ludzi, którzy zajmują się drobnym wytwórstwem. W końcu nie będą musieli ukrywać się w swych jaskiniach i wyjdą na światło dzienne. W końcu rzemieślnik który po godzinach klepie fenomenalne noże nie będzie musiał się bawić w konspirację, będzie mógł budować markę i otwarcie prezentować swoje wyroby. O zgrozo! Będzie mógł publicznie powiedzieć, że zrobi nóż na zamówienie. Jeden nóż za 1000 zł miesięcznie to naprawdę fajna premia do wypłaty pracowniczej. Rzecz jasna nadal nie jest to sposób na życie, jako jedyne źródło utrzymania. Choć ja sam nie chciałbym żeby robienie łuków było moją pracą i jedynym źródłem utrzymania. Jestem pewny że po 2 miesiącach znienawidziłbym robienie łuków. Trochę nie rozumiem ludzi którzy mówią ” najlepiej kiedy Twoja praca to też pasja”. Czy aby na pewno? Może w pewnym stopniu tak. Dla mnie praca to praca, ok można ja lubić, ale żeby praca była pasją którą kochasz przez te wszystkie przerobione godziny. Kiedy zaczynasz rozumieć że robisz to w sumie dla pieniędzy, a nie dla siebie? Ok… ale każdy ma swoje zdanie.  No nic, zobaczymy czy konstytucja dla biznesu wejdzie w życie. Zapis na temat działalności nierejestrowanej miał wejść w życie od 1 stycznia. Póki co brak konkretnych informacji. Jeśli się uda to kto wie, ziści się moje kolejne marzenie?

 

Marzenia są po to żeby je spełniać…
…a co kiedy wydają się tak złożone że boimy się, że zabraknie nam sił i chęci żeby je spełniać? Też tak macie? No jasne. Każdy ma marzenia i w większości boimy się za nie zabierać. Przecież to marzenia.. ich się nie realizuje. O nich się tylko mówi. To ja Wam powiem o swoich.

Sprawy bardziej osobiste pominę, budowę domu też. Choć mój własny drewniany domek z warsztatem wydaje się największym przedsięwzieciem jakie zamierzam zrealizować. W tej kwestii zarysowałem chociaż horyzont, droga nadal daleka. Jak już będę miał swój warsztacik we własnych 4 kątach chętnie będę przyjmował Wasze odwiedziny, bo kilka propozycji już było. Teraz jest to trochę skomplikowane. Czas pokaże, krok po kroczku. Te małe marzenia udaje się co jakiś czas realizować przy odrobinie samozaparcia (mam tu na myśli chociażby nasz projekt prehistoryczny, budowę liry korbowej, budowa gitary elektrycznej, uszycie samemu solidnej pary butów do reko, czy własna gierka komputerowa itd.). Teraz czas na coś nieco większego. W sumie prace rozpoczęły się już ponad rok temu, może dwa lata temu. Mam zamiar wydać własną grę karcianą. Jestem grafikiem i mam głowę do myślenia, więcej nie trzeba. Na dzień dzisiejszy mechanika jest w dużej mierze opracowana. Nadal prowadzę beta-testy z nieszczęśnikami, których spotykam na drodze. Najwięcej cierpliwości musi mieć moja żona. Dzielnie to znosi i sypie pomysłami. Moja! :) Gra oparta w pewnym stopniu o książki, które napisał brat. Będzie w klimatach wiejskiego fantasy ze szczyptą „śląskości”. Wydaje mi się, że 1/4 prac za mną. Jest mechanika, już całkiem dobrze grywalna, choć jeszcze potrzeba trochę szlifu. Następnie trzeba opracować całość merytorycznie i graficznie. To ostatnie będzie największym wyzwaniem. Na dzień dzisiejszy jest ponad 150 kart do zilustrowania. Uwierzcie mi jest co robić, ilustracje trzeba najpierw wymyślić, sam pomysł czasem zabiera więcej czasu niż rysowanie. Im gra była coraz bardziej rozwinięta tym bardziej zaczynałem się zastanawiać nad platformą craftfundingową typu wspieram.to lub polak-potrafi. Jest to całkiem spore przedsięwzięcie, ale daje największe szanse na profesjonalną realizacje projektu. Nie wiem czy znajdą się darczyńcy, ale liczę optymistycznie, że tak. Aktualnie bije się z myślami czy startować już w tym roku. Oznaczałoby to rezygnację z wielu innych rzeczy, w tym łuków. Ale jestem coraz bliżej myśli, że jeśli nie teraz to nigdy. Pewnie za rok pojawi się coś jeszcze ważniejszego do zrobienia. Także czas spiąć pośladki i po prostu zacząć działać. W może być jeszcze mniej wpisów niż w zeszłym roku. No cóż, coś za coś. Ważne żebyście wiedzieli że to nie tylko z powodu mojego lenistwa :)

Tak to wygląda w wersji testowej… zdjęcie chyba sprzed roku :)

Co do gry plany są następujące. Do końca wiosny chciałbym przygotować wszystko co potrzebne, żeby wystartować na platformie craftfundingowej i z początkiem wakacji ruszyć. Jesień/zima to będzie czas na realizację. Myślę, że nagrody przy finansowaniu będą dość atrakcyjne. Może nawet łuk na którymś progu? Pewnie nie raz poproszę Was tutaj o wsparcie. Będę uderzał na wszystkie fronty. Grunt to mieć wizję i wskoczyć w nurt. Albo dopłyniemy albo wyrzuci nas gdzieś po drodze na brzeg.

Tym razem nie będę się specjalnie rozpisywał, przy okazji startowania z żebraniem na pewno pojawi się szerszy opis, a w między czasie mam wielką nadzieję, że nowe łucznicze wpisy. Niebawem powinien się pojawić jeszcze jeden nie-łuczniczy, na temat naszej sauny z bali. Grzejemy się tam już drugą zimę a dokumentacji brak.
Dzięki za uwagę,
Pozdrawiam i spełnienia marzeń w nowym roku :)
Tomek

 

PS. Na zdjęciu tytułowym Floki. Nasz futrzak, który nie pozwala żebym się nudził. Kocha was wszystkich, uwierzcie mi :)

Jak zrobić łuk – krok po kroku

Obiecałem, że pojawią się bardziej sensowne artykuły :) Mam nadzieję że to będzie jeden z nich…

Żonka wyjechała na weekend więc długo się nie zastanawiając ruszyłem naszą czerwoną rakietą (czyt. matiz) w stronę mojej drugiej miłości.  Ranek był całkiem mroźny,  jak się później okazało temperatura w ciągu dnia zbytnio nie podskoczyła. Na dodatek poprószył pierwszy śnieg. Nie wiem dlaczego, ale taka aura sprzyja pracy nad łukami. Znacznie bardziej lubię pracować zimą niż latem. Ciepły warsztacik już na mnie czekał. Odpaliłem Trójeczkę (o dziwo było nawet trochę muzyki zamiast politycznego jazgotu) i popatrzyłem co my tu mamy do roboty. Lubię robić kilka łuków naraz. Zabawa z jednym trochę mnie nudzi. Oczywiście pracując w ten sposób, niektóre łuki nie mogą doczekać się finiszu bo zaczynam nowe bardziej „interesujące” projekty. I tak stoją sobie porzucone przez stwórcę w ciemnym kącie warsztatu. Raz na jakiś czas jednak trzeba zrobić porządek i sumiennie dokończyć wszystko po kolei. Postanowiłem, że to już ten moment. Nie byłbym sobą gdybym nie przyniósł ze składu jednej dodatkowej listwy na nowy łuk. Nie może być, że po tak długiej przerwie będę dłubał tylko w starych łukach. Musi być miejsce na małe eksperymenty. Tak więc obecnie do skończenia mam:
– płaski łuk leszczynowy – niemal skończony. Jeszcze tylko ostatnie szlify.
– szczapa z robinii – miałem z niej robić łuk, ale chyba zabrakło czasu. Nie chciało mi się odnosić do składu, więc zacząłem kolejny łuk płaski. Tutaj konieczne będzie gięcie na parze. Wcześniej muszę zebrać całą biel. Obecnie wycięty kształt łuku i do połowy „odbielony”.
– kompozyt refleksyjny (cis/wiąz/scięgna). Rozkleił się w czasie schnięcia. Trzeba jakoś go uratować bo wiązałem z nim wielkie nadzieje.
– eksperymentalny łuk flight (hikora/cis/ścięgna). Rzuciłem nim w kąt bo się zdenerwowałem :) Zebrałem więcej materiału niż to było planowane. Gotowy do profilowania.
– krótki indiański (wiąz/ścięgna). Na etapie listwy.

Jako nowy eksperyment zacząłem łuk z czereśni. Jeszcze nigdy nie testowałem tego drewna. Powinno być całkiem dobre. Na tym właśnie łuku chciałbym pokazać krok po kroku jak z pnia wydobyć łuk. Jest to możliwe poniekąd z tego powodu, że mam nowego pancernego majfona (nie płącą mi za reklamę… a szkoda). Telefon idealny dla rzemieślnika i na wyprawy, nie straszny mu syf i woda. Bez obaw mogę trzaskać foty w trakcie pracy. Wcześniej miałem  daremny aparat 2 Mpx. Teraz spokojnie mogę robić dokumentację prac bez biegania po lustrzankę. Zdjęcia nie zachwycają ale widać co trzeba, musicie się przyzwyczaić.

Rozszczepianie pnia przedstawię na podstawie innego pnia, tutaj akurat leszczyna. Póki co same zdjęcia, niedługo dodam opis.

 

 

Zaczynamy więc ze wstępnie obrobioną listwą. W tym przypadku mamy korę na grzbiecie. Zazwyczaj ściągam przy rozszczepianiu pnia, ale w przypadku czereśni zostawiłem. Owocowe gatunki bardzo lubią pękać od strony grzbietu (liczne drobne ryski). Pozostawienie kory spowalnia schnięcie i minimalizuje ryzyko pęknięć. Czasem mimo pozostawionej kory drewno i tak pęka, najgorzej, że dowiadujemy się o tym dopiero po jej usunięciu (np. śliwa). Listwa jest bardzo dobrej jakości. Brak szkodliwych sęków w obrębie przyszłego łuku, prosta, szeroka, grzbiet jest słabo zaokrąglony. Nie jest idealna, zdarzają się zawirowania włókien (ale to powinno tylko nadać charakteru), a długość listwy to tylko 150 cm. Postanowiłem, że zrobię łuk o bardzo szerokich ramionach, grzbiet jest dosyć płaski więc nie powinien być przeciążony. W przypadku kiedy łuki mają mocno zaokrąglony grzbiet ryzyko pęknięcia wzrasta.

img_20161112_112027

Wygląda obiecująco :)

img_20161112_112218

Na całej długości jest tylko jeden większy sęk, na dodatek niegroźny. Zwróćcie uwagę na bardzo szerokie słoje.

Pracę zaczynamy od korowania. Najlepiej nadaje się do tego ośnik. Mój ma już kupę lat za sobą, stare dobre, ręcznie kute narzędzia. Osobiście wolę ośnik bardziej tępy. Ostre narzędzie z łatwością zatnie nam drewno pod korą, a przecież to nasz przyszły grzbiet łuku. Najlepiej kiedy ośnik jest na tyle „nieostry”, że możemy swobodnie przesunąć palcem po całym ostrzu. Wtedy łatwo usuniemy nawet zaschniętą korę i przy odrobinie uwagi nie uszkodzimy drewna. Na tym etapie nie warto namiętnie glancować grzbietu. Teraz musimy stworzyć jedynie powierzchnię, na której narysujemy ołówkiem kształt grzbietu. Bez obaw można zostawić łyko. Grzbiet doprowadzimy do porządku dopiero po wycięciu wstępnego kształtu.

Poniżej ośnik +5 do usuwania kory, wykuty prawdopodobnie w Mordorze, użyty jako broń zadaje 2k4 obrażeń...

Poniżej ośnik +5 do usuwania kory, wykuty prawdopodobnie w Mordorze, użyty jako broń zadaje 2k4 obrażeń…

Z lenistwa nie maluję końców wodoodporną farbą, które rzekomo mają zabezpieczyć przed pękaniem i zapewnić równomierne schnięcie. Wg mnie zbędny zabieg. Wysezonowałem już wiele szczap i wszystkie mają się dobrze, pęknięcia jeśli są to znikome. Na jednym końcu naszej szczapki widoczne jest własnie takie delikatne pęknięcie, przy drewnie owocowym jest to niemal nieuniknione. W takim przypadku należy odciąć od 0,5-1 cm i zobaczyć czy pękniecie jest głębsze. W tym przypadku było tylko powierzchowne.

Nie wygląda groźnie.

Nie wygląda groźnie.

Piła japońska. Od niedawna niezbędne narzędzie w moim warsztacie. Polecam!

Piła japońska. Od niedawna niezbędne narzędzie w moim warsztacie. Polecam!

Teraz należy wyznaczyć oś łuku, czyli prostą linię na grzbiecie. Nie bawię się z wieszaniem ciężarków bo za dużo zachodu. Mam na to swój sposób. Od strony brzuśca szukam zadzioru/drzazgi, która często powstaje podczas łupania. Jeśli nie ma, nacinam nożem drewno. W nacięcie wkładam sznurek, przekładam nad jednym końcem listwy i przeciągam przez całą długość na drugi koniec. Tam wykonuję podobne nacięcie i mocno naprężając sznurek, wyznaczam oś łuku.

Chyba prościej się już nie da :)

Chyba prościej się już nie da :)

Chyba jest ok.

Chyba jest ok.

Czasami listwa jest wygięta w przeciwną stronę (refleks). Wtedy sznurek jest znacznie oddalony od przyszłego grzbietu co może utrudniać odrysowanie lini. Wystarczy zrobić pętelki innym sznurkiem w miejscach gdzie odstęp jest największy.

Tutaj wystarczyła tylko jedna pętelka.

Tutaj wystarczyła tylko jedna pętelka.

Dla porównania inna listwa z robinii akacjowej która wymagała więcej pętli ze względu na znaczne wygięcie na jednym końcu

Dla porównania inna listwa z robinii akacjowej, która wymagała więcej pętli ze względu na znaczne wygięcie na jednym końcu

Po takim zabiegu należy upewnić się czy oś łuku nadal jest prosta. Zazwyczaj wystarczy kilka razy delikatnie klepnąć w miejscach gdzie sznurki się krzyżują. Jeśli sznurek, który wyznacza oś łuku jest dobrze napięty, powinien wrócić do właściwej pozycji. Jeśli nie, dokonujemy korekty.  Teraz wystarczy pod sznurkiem zaznaczyć punkty co około 20cm.

Zaznaczając kropki patrzymy na sznurek prostopadle. Patrząc z ukosu możemy źle odczytać oś (sznurek nie zawsze przylega do drewna)

Zaznaczając kropki patrzymy na sznurek prostopadle. Patrząc z ukosu możemy źle odczytać oś (sznurek nie zawsze przylega do drewna)

Łączymy wszystkie punkty linijką i sprawdzamy czy wyrysowana oś łuku jest prosta. Wyznaczenie prawidłowej osi łuku jest bardzo ważne. Pozwoli nam później uniknąć kłopotów przy profilowaniu.  Oczywiście możliwe są odchylenia od osi, ważne aby oba końce łuku leżały w osi. W innym wypadku możemy mieć spory problem ze skręcaniem ramion, a nawet z założeniem cięciwy. Łuki z „charakterem” lub tzw. snakebow to już wyższa szkoła jazdy. Tam podążamy za kierunkiem włókien w drewnie, pamiętając aby równomiernie rozłożyć odchylenia od osi. Tutaj jeden z moich pierwszych łuków typu snakebow.

Swoją drogą, dobra linijka z castoramy :)

Swoją drogą, dobra linijka z castoramy :)

Leci prosto... mniej więcej :)

Leci prosto… mniej więcej :)

Teraz czas wyrysować kształt łuku. Tutaj bardzo wiele zależy jakie drewno, jaka długość listwy, czy grzbiet zaogrąglony, czy będzie gięcie lub ścięgna itd. W tym przypadku listwa jest dosyć krótka i szeroka, bez dodatkowych bajerów. Listwa sama dyktuje warunki, trzeba je tylko prawidłowo oczytać. W tym przypadku sytuacja była oczywista. Szeroki na 5 cm przez większą część ramienia, a później zwęża się piramidalnie ku końcom do 1 cm. Kształt łuku wyznaczam zawsze na czuja. Ważne by nie przesadzić z masą na końcach ramion (ok. 1/3 długości). Teraz rysunek wydaje się kanciasty. Smukłych kształtów nadam dopiero później.

To ten etap kiedy mamy jeszcze kawałek pnia, ale siłą wyobraźni już widzimy piękny łuk.

To ten etap kiedy mamy jeszcze kawałek pnia, ale siłą wyobraźni już widzimy piękny łuk.

Teraz trzeba się napracować fizycznie żeby usunąć drewno, które obrasta nasz łuk. Można tradycyjnie siekierką/strugiem. Lubię czasem popracować tradycyjnymi narzędziami, ale czas nagli, a kolejka łuków czeka. Tutaj świetnie sprawdzają się strugi elektryczne i szlifierki kątowe z tarczą szlifierską. Mogą być nawet tanie narzędzia z marketów. Nie lubię tego etapu ze względu na syf i hałas.

Przy elektrycznych narzędziach trzeba nabrać trochę wprawy. Chwila nieuwagi i zniszczymy szczapkę. Warto poćwiczyć na innych listwach zanim zabierzemy się za łuk.

Przy elektrycznych narzędziach trzeba nabrać trochę wprawy. Chwila nieuwagi i zniszczymy szczapkę. Warto poćwiczyć na innych listwach zanim zabierzemy się za łuk.

..no właśnie. Wyżej pisałem, że trzeba uważać. Przypadkowo zebrałem więcej niż było to planowane, ale takie drobne pomyłki da się naprawić.

..no właśnie. Wyżej pisałem, że trzeba uważać. Przypadkowo zebrałem więcej niż było to planowane, ale takie drobne pomyłki da się naprawić.

Zwróć uwagę na tarczę. Papier na tarczy jest dość drobny, szlifierka nie posiada regulacji obrotów a drewno czereśni jest dosyć twarde. W efekcie drewno się przypala. Kiedy nie mamy regulacji obrotów i musimy pracować na wysokich, lepiej użyć tarczy gruboziarnistej i zbierać materiał krótkimi szybkami ruchami.

Zwróć uwagę na tarczę. Papier na tarczy jest dość drobny, szlifierka nie posiada regulacji obrotów, a drewno czereśni jest twarde. W efekcie drewno się przypala. Kiedy nie mamy regulacji obrotów i musimy pracować na wysokich, lepiej użyć tarczy gruboziarnistej i zbierać materiał krótkimi szybkami ruchami.

Tak więc wstępny kształt łuku od strony grzbietu już wycięty. Teraz kolej na grubość. Tutaj zazwyczaj jest więcej materiału. Tak samo jak wcześniej musimy wyznaczyć linie, które mniej więcej wyznaczą nam granicę naszych szlifierskich zapędó. W łukach płaskich zmiana grubości ramion jest nieznaczna, dlatego przy wstępnym wycinaniu rysuję tą samą grubość na całej długości (1cm), za wyjątkiem odcinka bliżej majdanu gdzie dla bezpieczaństwa zostawiam więcej materiału.  Teraz pora na kolejną sztuczkę. Chwytami ołówek blisko rysika, wysuwamy na 1 cm od krawędzi i blokujemy odległość paznokciem palca środkowego. Metoda równie prosta co skuteczna. W ten sposób wyznaczymy grubość na całej długości ramienia z uwzględnieniem wszystkich krzywizn. Uśmiecham się na myśl, że kiedyś z pietyzmem  obliczałem i wyrysowywałem grubość ramienia za pomocą linijki.

Magia!

Magia!

Działa wyśmienicie

Działa wyśmienicie

c.d.n.

Wegetacja i wielkie zmiany

No i znowu nie było mnie kawał czasu. Miał pisać częściej, a na stronie przeciąg jak w starej stodole. No cóż… chciałbym napisać że nie miałem czasu ale to marne wytłumaczenie. Już bardziej sensownie brzmi fakt, że nie miałem za bardzo o czym pisać. Od wiosny miałem dosyć poważny przestój i bardzo rzadko gościłem w warsztacie. Poza tym sezon letni jakoś nie zachęca do siedzenia w piwnicy z patykami. Czy ja się tłumaczę? Hm… bynajmniej nie mam zamiaru. Mimo to chciałbym krótko opowiedzieć co takiego ostatnio miało miejsce w moim życiu (pieprzony exhibicjonista).

Możliwe, że z poprzednich wpisów wiesz, że kupę czasu spędzam przy komputerze, to moja praca. Rano wstaję z łóżka zakładam papucze wykonuję 15 kroków w stronę komputera. Odpalam machinę i naliczam kolejne dupogodziny. Tak, pracuję zdalnie. Powiesz, że praca marzeń? Też tak myślałem…
Żeby nie było… lubię komputer, lubię pracę przy komputerze, w końcu taki zawód sobie wybrałem. Z czasem jednak poczułem ogromny dyskomfort fizyczny i psychiczny. Roślina w doniczce, którą czasem wystawia się na balkon to dobre porównanie. Najgorsze było chyba to, że nie miałem obok innych roślinek. Zdalna praca przy komputerze ma to do siebie, że brakuje bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Brakowało mi ludzi, którym  mógłbym poopowiedać debilne kawały, brakowało mi też „rzeczywistej” fizycznej pracy. Chyba już taki jestem, że muszę ciągle w czymś dłubać…nos niestety już odpada. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić…nie wiedziałem tylko kiedy i jak. Czułem,że prawdziwe życie ucieka mi miedzy palcami.  Kryzys się pogłębiał, a na horyzoncie pojawiła się dodatkowa atrakcja – wesele (moje rzecz jasna).

Wesele jak to wesele, wielkie zmiany i dużo przygotowań. Super sprawa, ale szczerze…pierwszy i ostatni raz. Głowa boli od ilości pierdół do załatwienia i zapłacenia. Między innymi z tego też powodu nie było czasu na łuki. Ostatecznie nie zmieniłem tylko stanu cywilnego, ale także miejsce zamieszkania. Ah, te nieprzespane noce… żona czy warsztat… warsztat czy żona… warsztat i żona… tylko jak? (pozdrawiam kochanie! :D ) Na dodatek przeprowadzać się do miasta??? Gdzie bedę strzelał? Na trzepaku? Przecież wszystkie oblegane są przez dzieci. Trochę obawiałem się o przyszłość mojej pasji, ale jak zwykle udało się wypracować całkiem przyjemny kompromis. Nie mam warsztatu i wynajmuję mieszkanie ale… nie w mieście, a na obrzeżach, do domowego warszatu mam zaledwie 15km, a nasza kamieniczka ma pokaźny ogród. Kiedy byliśmy oglądać mieszkanie i zobaczyłem ogród już chciałem wykręcać z palca krew i podpisywać cyrograf… ze 30m, istna strzelnica. Wiedziałem, że nic lepszego nie znajdę. Dodatkowo mam bliżej do indiańskiej wioski Mato gdzie razem z Kikanem sporo działamy.  Przy okazji wesela postanowiłem, że bedzie to dobry moment na zmiany w pracy. Jak już zmieniać to wszystko za jednym zamachem.

Tutaj kwestia nie była już tak prosta. Pierwsze z czego musiałem zrezygnować to całkiem przyjemne zarobki. Nie było to szczególnie trudne. Zawsze powtarzalem, że lepiej być trochę biedniejszym, ale szczęśliwszym. Dobra, dobra… ale teraz trzeba płacić za chałupę, za prąd, za wodę, za gaz, za internet… Pewnym było, że potrzebowałem stałych zarobków. Możecie sobie darować komentarze typu: „dlaczego nie założysz własnej firmy, masz świetne warunki i pomysł na biznes łuczniczy”. Ależ oczywiście, że mam śwetny pomysł i warunki, ale nie w Polsce, wybitnie nieprzyjaznym kraju dla małych przedsiębiorstw. Ten chory kraj nie pozwala człowiekowi godnie zarabiać na własny rachunek. Szkoda w ogóle gadać bo temat oklepany, a ja już nie raz kombinowałem jak zgodnie z prawem założyć firmę, nie zbankrutować, ba… nawet się z niej utrzymać. Nie da się bez kombinatorstwa. Co ciekawe powstały już dwa amatorskie biznesplany, jeden jeszcze za czasów mojego liceum albo nawet gimnazjum, drugi na studiach żony. Oba cieszyły się całkiem sporym zainteresowaniem ;) Rzemiosło łucznicze samo w sobie nie jest idealnym biznesem. Łuki klejone owszem, ale naturalne to już problem. Trudno o stały dostęp do surowca odpowiedniej jakości. Trzeba szukać okazji, żeby znaleźć dobry materiał, a nie na tym biznes polega. Dobrym wyjściem jest eksport na zachód, ale póki co nie chcę się w to angażować. Poza tym wydaje mi się, że kiedy nie traktuję łuków jako pracy zarobkowej, czerpię z tego o wiele większą przyjemność. Mogę bez pośpiechu i stresu bawić się z drewnem.

_mg_5639-1

Dużo tekstu bez zdjęć to kiepski pomysł. Coś trzeba wrzucić, a skoro już o mnie mowa… w tym roku wziąłem udział w pierwszym turnieju i wyszło całkiem fajnie :)

Tak więc własna działalność jako źródło stałego dochodu odpada. Może poszukać nowej pracy? Jako grafik komputerowy? Okolica nie obfituje w ciekawe propozycje na tych stanowiskach. No i nadal będę siedział 8 godzin przy komputerze, no może czasem pogadam z klientem, pobawię się drukarką albo tym co wypluje. No i te durne kalendarze dla firm… ogłupiałbym całkiem  szybko. Zawsze marzyłem o pracy jako koncept artysta przy grach komputerowych, ale chyba za późno żeby tworzyć portfolio. Długo myśałem co tu zrobić, aż pewnego dnia mnie oświeciło. Połowa etatu! Idealny środek. Jest stały dochód i sporo wolnego czasu na inne zajęcia. Długo zbierałem się do rozmowy z szefem. Tworzymy mała dwuosobową firmę, więc nasze stosunki są bardziej koleżeńskie. Każdemu polecam takiego szefa, zero stresu, wszystko jasne, brak korporacyjnych cyrków ( Michael, jeśli czytasz to pozdrawiam i dziękuję :) ) Choć tu może być problem w postaci bariery językowej…ah zapomniałem powiedzieć, że nie pracuje w polskiej firmie (w tym miejscu pozdrowienia dla naszego rządu). Bałem się, że jak usłyszy o moim pomyśle to powie 8 godzin albo w ogóle i klops. Spotkałem się jednak z pełnym zrozumieniem, za co jestem bardzo wdzięczny. Pierwszy tydzień miał być próbny, no i okazało się, że w sumie jemu też tak bardziej pasuje. Udało się! Kolejny złoty środek! Są stałe zarobki, jest czas na pracę fizyczną i moją pasję. W wolnych chwilach podajemuję się różnych zajęć, czasem siedzę z młotkiem na dachu, czasem renowacja mebli (dzieki Kikan). I powiem Wam, kiedy tak wbijam te gwoździe na dachu, ani razu nie pomyśłem: „czlowiek studiował przez 5 lat żeby teraz w zimnie młotkiem trzaskać”. Tam na tym dachu czuję, że żyję :) Są ludzie, którym jest komfortowo cały dzień za biurkiem, ja chyba do nich nie należę.

Tak by to w skrócie wyglądało. W efekcie mam mniej kasy, jestem bardziej zalatany, a przede wszystkim szczęśliwszy. O to chyba chodziło :) Po co o tym wszystkim piszę? Nie wiem, może to trend obecnej generacji, który wzbudza niepohamowane pragnienie upubliczniania się w sieci. Może mam nadzieję, że ktoś z Was też ma podobne problemy egzystencjalne i wyciągnie jakaś lekcję (złoty środek! – sprawdza się w każdej dziedzinie). A może poprostu chiałbym nawiązać większą wieź z Wami. Bo okazuje się, że ktoś to czyta i nawet czeka na kolejne wpisy (dziękuję i pozdrawiam Wiola).

W związku z tym, że teraz mam nieco więcej czasu postaram się przygotować jakieś sensowne artykuły o rzemiośle. Idzie zima, a zima to długie wieczory, a długie wieczory to czas na łuki ;) Chiałbym także poszerzyć moją stronę o nowy dział, który nie będzie scricte o łukach, ale o naturze, wyprawach, obozowaniu… czyli o tym co misie lubią najbardziej  :)

Pozdrawiam!
Tomek

II Turniej Pasjonatów łucznictwa

Zapraszamy wszystkich pasjonatów łucznictwa na drugi turniej w wiosce idiańskiej MATO – 16.07.2016!

Turniej ma luźny charakter. Nie wymagamy super sprzętu,  stroju, a nawet umiejętności strzeleckich. Wszystko czego potrzebujesz by wziąć udział w turnieju to łuk, minimum 6 strzał i nagrodę wartości ok 20zł. Nie masz łuku? Pożycz od kolegi albo zabierz swojemu dziecku (albo razem z dzieckiem).
O co chodzi z nagrodą? Każdy uczestnik przywozi nagrodę, może być kupiona, może być zrobiona, liczymy na Waszą inwencję. Ważne by szacunkowa wartość upominku wynosiła ok. 20zł. Tym oto magicznym sposobem KAŻDY uczestnik dostanie nagrodę! Z puli nagród każdy wybierze coś dla siebie. Zaczyna pierwszy w rankingu, kończy ostatni. Więc na pewno nie wyjedziesz z pustymi rękoma! :)

PROGRAM:
14.00-15.00 Zapisy i możliwość przetestowania łuków na chronografie
15.00-16.00 Strzelanie treningowe
16.00 Turniej łuczniczy

Po turnieju ogłoszenie wyników, rozdanie nagród i wręczenie zwycięzcy pucharu przejściowego
Jeśli będą chętni i czas – bitwy łucznicze na pacyny
Testy strzelania flight
Ognisko
Możliwość noclegu w idiańskim Tipi

DYSCYPLINY W TURNIEJU:
– strzelanie do tarczy 15m i 25m
– trasa z elementami strzelania 3D (zwierzęta 2D i 3D, różne pozycje strzeleckie, strzał parabolą, strzelanie na czas)

KATEGORIE:
1. Łuki tradycyjne
2. Hunter i sportowe (bez celowników)
(w obu kategoriach obowiązują strzały drewniane, dopuszczamy plastikowe nasadki)
Turniej odbędzie się niezależnie od ilości uczestników i pogody. Trzeba mieć na uwadze, że turniej bedzie odbywał się na otwartym powietrzu. W kryzysowej sytuacji indiańskie tipi jeszcze stoi.  W tym roku turniej organizujemy w znacznie bardziej przyjemnym miesiącu, mamy dłuższy dzień i wyższe temperatury. Celem turnieju jest rozpowszechnienie łucznictwa w okolicy, a przede wszystkim zawarcie nowych znajomości.

Po turnieju grzejemy się przy ognichu i pieczemy żarło. Prowiant prosimy zabrać ze sobą, jakość i ilość według uznania. Najważniejsze, to zabrać ze sobą jak najwięcej pozytywnej energii.
Miejsce: teren wioski indiańskiej Mato w Tworkowie obok Racibórza, woj. śląskie
Więcej informacji i wstępne zgłoszenia pod numerem: 691298331

turniej-01

Łuk wschodni

Pierwszy eksperymentalny łuk wschodni w moim warsztacie. Nie jestem fanem tego typu łuków, ale naturalną koleją rzeczy jest, że podejmujemy coraz trudniejsze wyzwania. Nie wiedziałem czy coś mi z tego wyjdzie ale bez specjalnego namaszczenia zabrałem się do pracy. Użyłem listwy wiązowej, którą kiedyś tam wyciąłem z niewielkiej szczapy. Już na tym etapie popełniłem błąd, bo listwa nie miała idealnego usłojenia i przy suszeniu lekko odbiegła od osi co na późniejszych etapach przysporzyło mi dodatkowej pracy i nerwów…. ale po kolei.

Pierwszy raz wycinałem także łączenia typu „V”. Do tej pory wychodziłem z założenia, że bez piły taśmowej (po naszymu bandzejga) nie wykonam tego dobrze. Myliłem się. Rok temu kupiłem ręczną piłę japońską, cudowne narzędzie. Nigdy więcej nie użyje innej piły do drewna w moim warsztacie. Proste, czyste precyzyjne cięcia – tego potrzebowałem. Najpierw wyciąłem V-ki w ramionach, a potem doszlifowałem na klin gryfy, które wykonałem z  drewna brzozowego (jest stosunkowo lekkie i wytrzymałe). Elementy pasowały do siebie bez większych szczelin.

_MG_0477 _MG_0478 _MG_0479

I tutaj kolejna sztuczka. Oba elementy gotujemy na parze i póki są gorące skręcamy ze sobą ściskami stolarskimi. Po takim zabiegu połączenie jest niemal idealne. Do klejenia użyłem kleju poliuretanowego (używam coraz częściej, odporny na wodę, szybko schnie, bardzo wytrzymały, nie trzeba nic mieszać..itd). Nie jestem ortodoksem, ale naturalny klej rybi także dałby radę. Po sklejeniu wyszlifowałem gryfy i wstępnie wygiąłem w lekki refleks. Na grzbiecie są ścięgna jelenia, warstwa średniej grubości, optymalna do łuków drewno/ścięgna.

ŚCIĘGNA, ŚCIĘGNA…

_MG_0725 _MG_0730

W trakcie schnięcia założyłem przeciwcięciwę i dokręcałem co kilka dni. Po 2 tygodniach miałem łuczek z dość  pokażnym refleksem co trochę mnie niepokoiło.
PRZED:

_MG_0727 _MG_0728

PO NAKLEJENIU ŚCIĘGIEN:

_MG_0753 _MG_0754

Cały czas nie byłem pewny czy sam wiąz wytrzyma taki agresywny refleks. listwa miała jedynie 3cm szerokości. Kompresja na brzuścu będzie solidna. No ale zabrałem się do profilowania. Przy takim profilu nie jest to czynność łatwa. Już na początku miałem problem z założeniem łuku w uchwyt, bo w moim podziemnym warsztacie mam niski sufit i pokaźny refleks się zwyczajnie nie mieścił :) Ostatecznie jakoś sobie poradziłem. Bardzo interesujące jest naciąganie takiego łuku od spoczynku do pełnego napięcia. Na początku naciąganie jest dosyć oporne, dopiero po przekroczeniu magicznej pozycji ramiona nagle uginają się lekko i płynnie – mamy tu do czynienia z dźwignią. Gryfy dopiero przy odpowiednim kącie ułatwiają wyginanie ramion. Profilowanie było conajmniej stresujące. Łuk pracuje także w rękojeści ponieważ długość pracująca to jedynie ok 90cm. Przy takim refleksie i bez wzmocnienia brzuśca jest to niewiele. Łuk wyprofilowałem ale moje obawy się potwierdziły. Na ramionach pojawiły się drobne chryzale (zgnioty/kompresja drewna). Jeden nieco większy w okolicach drobnego sęka (wszystko widać na zdjęciach).

_MG_1246 _MG_1249

Na pewno nie wpływa to na dynamikę łuku, są to naprawdę niewielkie płytkie zmiany. Uważam też, że łuk przy dobrym użytkowaniu się nie złamie z tego powodu. Może być bardziej wrażliwy na przeciwwygięcie, ale tego nie powinno się robić z żadnym łukiem. Znam ludzi co wiele lat używają łuków nawet z pokaźnymi chryzalami i nic się nie dzieje, nie demonizujmy. Faktem jest , że jest to coś niepożądanego i denerwuje samego twórcę łuku. Przydałby się osobny artykuł o tym.

Tak więc łuk działa, to najwazniejsze, co teraz. Na pewno rękojęść. Trzymanie listwy 3x1cm z pewnością nie jest wygodne. Wykonałem rękojeść z kilku warstw twardej skóry naturalnej. Wizualnie nie wygląda super, ale w planach i tak jest pokrycie majdanu skórą.

_MG_0911

Po doszlifowaniu miałem zakończyć prace nad łukiem, ale pomyślałem, że skoro jest to łuk testowy to dokończmy testy do końca. Może jakieś okrycie ścięgien albo zdobienia? Postanowiłem użyć mojego ulubionego materiału, czyli suszonej powłoki kozy (ponury opis :D ) warstwa ścięgien nie była jakaś gruba więc nie szlifowałem grzbietu, przy następnej próbie na pewno to zrobię, wtedy zamiast nieregularnej powierzchni mielibyśmy ładny, gładki, zaokrąglony grzbiet. Jak dla mnie wygląda super i sprawuje się też bardzo dobrze. Może nie jest tak wododporna jak kora, ale to nie był mój cel. Zresztą krótki kontakt z wodą spokojnie wytrzyma, chroni mechanicznie i znacząco poprawia wygląd. Uwielbiam tą naturalną nieregularną kolorystykę skóry.

Na końcu zdobienia. Nie chciało mi się, ale co tam. Użyłem płatków sztucznego złota. Przykleiłem na sklepowym mikstonie (kleju do pozłotnictwa). Jest do bani. Ok, działa jak należy, ale nigdy nie wysycha w 100%. Ostatecznie tworzy powłokę jakby z gumy, którą można zdrapać. Jeśli się nie drapie i przypadkiem nie uderzy w ostry kant to trzyma, palcem też nie zetrzemy. Następnym razem użyje naturalnego kleju rybiego, który też używano od wieków w pozłotnictwie i jestem niemal pewny, że efekt będzie wiele lepszy. Złotą powłokę na czuja poszkryfałem czarnym tuszem, ornament trochę chaotyczny, ale jest tyle nadziubdziane, że tracimy rozeznanie i ostatecznie wygląda dobrze :) Trochę nie podoba mi się, że przy tej metodzie muszę rysować tło. Wolałbym złotą farbą na czarnym tle. Może jeszcze dojdę do lepszej techniki, trzeba próbować dalej.

_MG_1122

Kiedy łuk był gotowy, jeszcze kilka razy korygowałem na gorąco oś cięciwy, więc w jednym miejscy widać lekko przyrumienione drewno. Ostatecznie cięciwa lekko odbiega od osi co jest jak najbardziej dopuszczalne. Majdan nie do końca pięknie pokryłem skórą – przy użyciu butaprenu (SZOK! ON TEGO UŻYŁ – dobry nagłówek do brukowca). Miejsce przyłożenia strzały zabezpieczyłem, a jakże, suszoną kozą.

Nadszedł czas na strzelanie i…. łał, przyjemność strzelania najwyższa z wszystkich łuków jakie do tej pory wykonałem. Bardzo płynne i przyjemne naciąganie. Czuć wysokie napięcie wstępne i zero szarpania przy strzale, majdan dzięki użyciu skóry jest jakiś taki miły w trzymaniu :)  Aż mi żal, że postanowiłem go sprzedać i jeszcze walczę z myślami. Tak czy tak moja niechęć do łuków wschodnich maleje i na pewno wykonam kolejne, wzbogacone o nabyte doświadczenie.

Dane techniczne:
Materiał: wiąz, jelenie ścięgna, brzoza(gryfy), czereśnia (wstawki), rawhide
Długość pracująca: ok 90cm
Długość całkowita: 145cm
Długość gryfów: 25cm
Szerokość gryfów: 4-5mm
Szerokość ramion: 3cm
Siła i długość naciągu: 14kg/28″
Przy strzale 27g pokazywało coś ponad 140fps.

 

PS. Czerpię coraz większą przyjemność z pisania tych głupot, tym bardziej, że ktoś to tam czasem czyta. Jednak próbuję dojrzeć do decyzji kręcenia video bo to pisanie pożera za dużo czasu.

 

Łuk cisowy z gałęzi

Jakiś czas temu rozpocząłem kolejny łuk eksperymentalny. Teraz, kiedy już nie mam tyle czasu na robienie łuków, staram się, aby każdy był doświadczeniem i odpowiedział na jakieś łucznicze pytania. W tym przypadku postarałem się odpowiedzieć na pytanie, które nurtowało mnie od kilku lat. Czy da się wykonać łuk cisowy typu longbow z gałęzi o średnicy niewiele większej niż ostateczne wymiary łuczyska? Jakieś 3 lata temu kupiłem drewno cisowe – w większości krzywe gałęzie, na listwy lub pojedyncze ramiona. Przy okazji zabrałem też dwumetrową gałąź niewielkiej średnicy (u podstawy ok 6 cm, na górze ok 4 cm), trochę krzywa i sękata. Już wtedy wiedziałem po co ją biorę. Celem jest stworzenie łuku o naciągu ok 15kg. Co z tego wyjdzie? zobaczymy :)

_MG_0569      _MG_0625

Wstępna obróbka przyniosła mi dużo radości. Pracowałem jedynie ręcznymi narzędziami (siekierka, strug, nóż, pilniki, cyklina) co przypomniało mi dawne dobre czasy, kiedy zaczynałem przygodę z łukami. Co więcej, nie rysowałem nawet kształtu łuku na grzbiecie. Na czuja strugałem aż do odpowiednich rozmiarów. Był na tyle krzywy, że wymagał kilkukrotnego prostowania na parze. Kiedy kij przypominał juz wymiarami łuk, przy użyciu cykliny zabrałem się za profilowanie. Na luźnej cięciwie łuk wytrzymał wstępne profilowanie.  Jest dobrze, póki co żyje.

Teraz należałoby przystapić do końcowego profilowania z cięciwą (czyt. sznurek do snopowiązałki) o docelowej długości. Postanowiłem jednak, że przed tym nakleję na grzbiet paski skóry (ang. rawhide). Pozwoli mi to odpowiedzieć awaryjnie na inne pytanie (awaryjnie czyli w przypadku złamania). Łuk wydaje się bardzo narażony na destrukcje (krzywy, sęki,mocno zaokrąglony grzbiet, nie do końca dobry układ słoi). Póki co nie udało mi się złamać łuku z rawhidem na grzbiecie, więc nadarzyła się idealna okazja do sprawdzenia wytrzymałości takiej naklejki. Jest to cis wiec jesli będzie złamanie , to będzie na pewno efektowne (przyp. cis się nie łamie, cis wybucha), ciekawe jak to będzie wyglądało ze skórą na grzbiecie.

Na dziś to będzie tyle.  Już niedługo koniec historii. Zdradzę tylko (lub aż) tyle, że łuk się nie złamał, ALE… o tym już w weekend. Wskazówka na dziś- staraj się aby każdy kolejny łuk przynosił jak najwięcej odpowiedzi. Ostatecznie może się okazać, że przyniesie więcej pytań niż odpowiedzi, ale to dobrze. W końcu coś nas musi napędzać :)

_MG_0624


Trochę Was okłamałem z tą kontynuacja w przyszły weekend, za co przepraszam. Niestety nie zawsze znajduję czas, albo pogoda nie dopisuje. Ostatnio sfotografowałem wszystkie nie publikowane łuki. Ten cisowy patyk też się załapał.

Więc tak jak już mówiłem, łuk się nie złamał. Co więcej, nawet się nie ułożył. Jednak tyle ile się namęczyłem z łapaniem symetri względem cięciwy doprowadziło mnie do wniosku, że nigdy więcej. Szkoda nerwów i czasu. Ostatecznie jakoś trzyma symetrię, ale czasem cięciwa może uciec w bok.

Mam swoją teorię na temat tego zjawiska. Przy łukach wykonanych z gałęzi o bardzo małej średnicy, rdzeń łuku znajduje się w środku ramienia. Wokół rdzenia promieniście rozchodzą sie słoje. Według mnie o wiele łatwiej wyginać łuk w inne strony kiedy rdzeń znajduje się w środku. Ramie nie posiada naturalnego kierunku wygięcia (przypominam, że łatwiej wygina się listwę równolegle do słojów niż w poprzek). Kiedy w ramieniu słoje są ułożone równolegle, ramię posiada naturalny kierunek, w którym łatwiej je wygiąć. Tutaj szybki rysunek na zobrazowanie teorii:

1

Postrzelałem trochę, da się. Łuk w rękojeści jest dosyć wąski, przez co przy strzelaniu czuć szarpanie. Największy plus tego łuku to wygląd, conajmniej ciekawy. Na całej długości liczne drobne sęczki. Sam łuk jest naturalnie powyginany i różni się nieco wyglądem od typowego longbowa. Na grzbiecie cienka skóra (rawhide), która dodatkowo nadaje ciekawej barwy. Zapomniałem dodać, że gryfy nie mają nacięć na cięciwę, a owijki z ścięgien jelenia. Dodają mu pierwotnego charakteru.

Trochę nie wiem co z tym łukiem zrobić. Nie mogę go potraktowac jako pełnowartościowy łuk. Może ktoś chętny na eksponat na ścianę, z którego ewentualnie można postrzelać ? J Do eksponatu przydałaby się strzała, też w klimacie prehistorycznym.

Wniosek:
Da się wykonać łuk z bardzo cienkiej cisowej gałęzi, ale pytanie czy ma to sens. Ostatecznie możemy włożyć masę czasu i pracy w coś co w efekcie nie będzie lepsze od jesionowego lub leszczynowego łuku z grubszej belki. Ostatecznie mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że aby wykonać dobry łuk cisowy potrzebujemy gałęzi o średnicy (na środku gałęzi) minimum 6-7cm. Oczywiście mogą zdarzyć się wyjątki. Na przykład kiedy posiadamy idealny meteriał.

Na koniec galeria. Łuk posiada póki co cięciwę roboczą bo jeszcze nie wiem jak skończy :)

 

« Older posts

© 2024 Tomasz Bolik

Theme by Anders NorenUp ↑