Witam po długiej przerwie!
pociąg relacji Racibórz-Wrocław. Mam 3h 26min ,żeby napisać coś sensownego. Moment idealny. Co ciekawego można robić w pociągu? Rozglądam się i już mam odpowiedź. Wystarczy mieć smartfona, który zapewni niezbędną rozrywkę. Na osiem osób w zasiagu wzroku, siedem gapi się w ekran telefonu. Ten ósmy dzieciak naprzeciwko pochłania kanapki na przemian z jakimiś kolorowymi kulkami. Za oknem zaś przepiękna pogoda. Na niebie nie ma nawet jednej chmurki. Chcę do lasu! albo przynajmniej pomajstrować coś w warsztacie. Od kiedy pamiętam, zawsze wolałem podczas podróży patrzeć co tam się dzieje za oknem. Uwielbiam polską naturę. Szczególnie upodobałem sobie wypatrywanie drzew na łuki. Zapewniam was, przednia zabawa. Tutaj objawy obsesji cisowej wyrażały się nadzwyczaj szczególnie. Na trasie dom-szkoła, później dom-uczelnia, znałem pozycje każdego drzewa cisowego. Za każdym razem upewniałem czy jeszcze sobie rośnie. Gdyby leżało ścięte, byłbym w stanie zatrzymać autobus i wysiąść. Obsesja dosyć specyficzna i zasługuje na szersze opracowanie. Może jakiś psycholog szuka tematu pracy na obronę? Jestem świetnym obiektem do badań :) Zresztą każdy łukorób choruje na to samo: Popatrz! Tam rośnie łuk!
[Oni nadal gapią się w telefony, nawet pulchny z kulkami przyssał się do telefonu kolegi. Niech się gapią. Może szukają łuki pod choinkę. Chociaż patrząc na poziom rozbawienia, oglądają koty na jutubie.]
Wracając do tematu, którego nawet nie zacząłem. Zgodnie z zapowiedzią miałem pisać o bólu istnienia. Właśnie zadzwonił mój telefon. Rozmawiałem jakiś czas o rozbieraniu i suszeniu ścięgien. Grubasek naprzeciw wyraźnie nie rozumiał o czym mówię. Po rozmowie patrzył na mnie jeszcze jakis czas, jak na eksponat z innej planety, po czym wsadził sobie w uszy słuchawki i wyciągnął mp3. Chyba bał się, że znów ktoś do mnie zadzwoni. Mniej więcej o tym chciałbym pisać. O struganiu łuków w dzisiejszych czasach.
Teraz powiem Wam coś ciekawego. Pracuję jako grafik komputerowy i siedzę minimum 8 godzin dziennie przed ekranem komputera (nawet nie jednym). Zdalnie projektuję strony mobilne i interfejsy do oprogramowania wielkich korporacji. Po co to mówię? Żeby naświetlić pewien obraz: człowiek, który pół życia struga patyki, uwielbia dziką naturę, spędza teraz większość czasu przed komputerem (pokonuję chyba tych wszystkich smartfonowców w pociągu, ale ze mnie hipokryta!). Jak pogodzić taką pracę z moją pasją? Jak znaleźć na to wszystko czas? Żeby było mało, to zachciało mi się stronę prowadzić. Ano jakoś trzeba. Oczywiście, że nie zrobi się wszystkiego i trzeba rezygnować z niektórych pomysłów. Aktualnie mam 5 niedokończonych łuków, a na co najmniej drugie tyle mam pomysły. Chciałbym nauczyć się filcowania wełny, chciałbym wymienić klucze w mojej lirze korbowej, chciałbym wykonać inne ludowe instrumenty, chciałbym dokończyć grę karcianą, którą jak wiele innych rzeczy zacząłem i nie skończyłem… chciałbym wreszcie mieć czas na to wszystko.
[Te kolorowe kulki jednak nie są kolorowe. Wszystkie są żółte i sadząc po zapachu, serowo-cebulowe.]
Piszę ten artykuł przede wszystkim dla tych, którzy uważają, że nie pasują do współczesnych czasów. Chcieliby żyć w lesie, w zgodzie z naturą, najlepiej z własnoręcznie wykonanym łukiem. Czy aby na pewno? Stworzyliśmy sobie w głowie romantyczny obraz „człowieka dzikiego”. Tak naprawdę natura jest surowa i nie wybacza błędów. Większość z nas, ze mną włącznie, zginęłaby w pierwszym tygodniu życia w głuszy. Nie wspomnę już, że wizja mycia się zimną wodą paraliżuje współczesnego człowieka. Jest to wątek na dłuższą opowieść, ale nie o tym dzisiaj. Mówiąc krótko. Żyjemy w takich, a nie innych czasach i cieszmy się z tego. Dostosujemy się do nich, albo może inaczej: wykorzystajmy to.
[Grubasek zjada swój czwarty posiłek. Drożdżówka z budyniem. Pancerny żołądek.]
Sam długo opierałem się przed kupieniem smartfona (tak, też mam, ale bardziej taki zamiennik młotka) i przed założeniem profilu na tym szatańskim fejsie. Do dzisiaj boli mnie, że tam jestem, ALE… za pośrednictwem tej strony mogę dotrzeć do Was. Wokół siebie trudno znaleźć osoby o podobnej pasji. Internet ułatwia poszukiwania. Jest to oczywiście kopalnia wiedzy i materiałów (sklepy internetowe). W bardzo łatwy sposób można dotrzeć do setek informacji, które pozwalają rozwijać pasję. Bez internetu z pewnością nie wykonywałbym łuków na obecnym poziomie. Wieki temu rzemiosło było na dalece lepszym poziomie. Jednak ludzie robili daną czynność całe życie a zdobytą wiedzę przekazywali z pokolenia na pokolenie. Wiedzę nabytą metoda prób i błędów. Dziś wystarczy trochę pohasać w sieci i znajdujemy strony i literaturę na dany temat. Na dodatek nie ogranicza nas odległość ani język. Przy odrobinie chęci z podręcznikiem w ręku, możemy samodzielnie rozwijać się wybranej dziedzinie. Jak dla mnie bomba! Ważne aby nie zatrzymać się na poziomie trola internetowego. Nie zgłębiajcie jedynie teorii. Teorię należy sprawdzić w praktyce.
[Zepsuł się pociąg…mogę więc pisać i pisać.]
Jeśli już poruszyłem temat fejsa. Bardzo nie lubię obecnej tendencji do upubliczniania swojego życia prywatnego. Głowa boli od pierdół jakie ludzie publikują o sobie. Współczesna szara jednostka gorączkowo szuka adoracji i akceptacji u drugiego człowieka. W realnym życiu, trzeba się zaprzyjaźnić, spotkać się. Pokazać się w całej swojej zwykłej, szarej postaci. Natomiast w internecie…
Popatrz! Mam nową fryzurę! Lubisz ją? Napompowałem bajcepsa, wyskoczyła mi nowa żyłka! Na dodatek jestem w nowym związku. Lubicie to? Oczywiście, że lubimy! Lubimy podglądać czyjeś życie, w realu nie jesteśmy tacy fajni i wygadani.
Czekaj, czekaj koleś… przecież prowadzisz fanpejdż o tych twoich patykach, zbierasz lajki, cieszysz koparę z każdej kolejnej setki polubień. Piszesz artykuły, upubliczniasz się! O co Ci chodzi?
Zgadzam się z powyższym. Jest jednak drobna różnica. Tak naprawdę nie chce mi się spędzać kolejnych godzin przed komputerem i prowadzić stronę o łukach. Nie robię tego by połechtać swoje ego. Nie robię tego dla popularności. Wreszcie, nie robię tego dla pieniędzy (przy okazji odpowiadam na kolejne maile: niestety nie wykonuję łuków na zamówienie, nie mam czasu :) ) Wiec po co?
UWAGA! TONA WAZELINY!
Robię to dla Was – czyli osób które prawdopodobnie interesują się łukami (reszta czyta z ciekawości, „co ten znowu za pierdoły pisze”). Uwierzcie mi, wolałbym poświęcić ten czas na siedzenie w warsztacie albo bieganie z łukiem. Mam jednak nadzieję, że poprzez moją stronę zainteresuję kolejne osoby tym specyficznym hobby. Od wielu lat jestem wychowawcą kolonijnym i wiem, że wiele młodych ludzi na poważnie interesuje się tradycyjnym rzemiosłem. Wiele młodych ludzi (tak jak ja kiedyś) szuka kogoś kto podzieli się swoim doświadczeniem i pomoże stawiać pierwsze kroki. Żeby nie było, że jestem totalnym altruistą i męczennikiem. Robię to także dla siebie. Żeby poznać kolejnych ciekawych ludzi i fanatyków łuków drewnianych. Strona internetowa to wspaniały pamiętnik/album ze zdjęciami. Mam też nadzieję, że pomoże mi to kiedyś zrealizować kolejne marzenie. Stworzyć własny podręcznik dla łukorobów.
Ale się rozpisałem! Na czym stoimy? Człowiek, który siedzi przed komputerem 8 godzin dziennie, struga łuki. Nie lubi fejsbuka, ale korzysta z niego, co więcej prowadzi swoją stronę. Chciałby żyć w lesie, ale drewno kupuje przez internet. Nie lubi się upubliczniać, a właśnie to robi, spisując swoje myśli z zamieram porzucenia w sieci. Aha! Piszę o ludziach lasu dwudziestego pierwszego wieku. Jesteś takim człowiekiem? Nie narzekaj tylko korzystaj. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby czasem wyjść do lasu, zorganizować przygodę w dziczy, wystrugać swój własny naturalny łuk. Trzeba tylko odciąć się od niepotrzebnych informacji, reklam, postępującej konsumpcji i sprawić, że nie będziemy niewolnikami współczesnego świata. Dostosujmy technologię tak, aby nam służyła, nie zaś zawładnęła nami.
Artykuł trochę inny niż te, które były i zamierzam publikować. Stanowczo za długi :) Nie opisuję tu żadnego gatunku drewna, ani rodzaju łuku. Mam jednak nadzieję, że Was nie zanudziłem. Jeśli są osoby, które dotarły to tego fragmentu, znaczy że coś tam Was zaciekawiło. Był trochę moralizatorski i niekoniecznie musicie się ze mną zgadzać. Myślę jednak, że tego typu wpis mogę potraktować jako wprowadzenie i motywację do kolejnych. Będę w końcu pamiętał, po co ta strona istnieje :) Jak często będą pojawiać się wpisy? Nie wiem. Nic nie obiecuję, ale wiele zależy od Was. Jeśli będziecie aktywni, będzie to znaczyło, że ktoś to czyta i warto pisać dalej. Postaram się aby tygodniowo pojawił się przynajmniej jeden wpis (jeśli nie tu, to na fejsie). Pomysłów jest wiele. Na pewno pojawi się coś o nowych łukach. Ostatnio usprawniłem swój stary cisowy łuk (stała się magia), rozpocząłem też pierwszy łuk z wklejanymi gryfami. Może pojawi się jakiś artykuł o ścięgnach albo o konkretnym gatunku drewna, zobaczymy. Czekam też na Wasze propozycje i maile.
Pozdrawiam współczesnych dzikusów!
Zgadzam sie w tobą co do fejsbuka i tych wszystkim pierdół jakie ludaie tam wypisują, trudna teraz spotkać ludzi na mieście, a co dopiero kogoś kto nie siedzi na fonie i chętnie z tb porozmawia jak go/ją zaczepisz :)
Szkoda, ze tak jest, ale niestety, w takim swiecie już żyjemy, nie zmienimy go w pojedynkę ;)
Cześć. Z przyjemnością przeczytałem ten Twój „długi tekst”. Sam również bardzo lubie podróżując wyglądać przez okno i obserwować naturę, ostatnio wypatrzyłem z okna pociągu dwa łosie w okolicach Warki. Zresztą lubię obserwować naturę nie tylko z okna pojazdu, przede wszystkim wędrując, lub biegając długie dystanse w terenie. Uwielbiam te spotkania ze zwierzętami w lesie kiedy płoszę je biegnąc przez las :) Sam od ponad roku przymierzam się do wystrugania swojego pierwszego łuku. Zapał, który miałem na początku jakoś potem wyparował i w piwnicy leży nadal materiał z rubinii. Częściowo już wystrugany ;) Może w tę zimę uda mi się go dokończyć. Pozdrawiam serdecznie. Piotr.
Jak tam łuk z robinii? Nie ma co się ociągać tylko sobie zaplanować konkretne godziny działania. Ja do dziś pamiętam uczucie strzelania z pierwszego własnoręcznie wykonanego łuku. Naprawdę warto!
Witam;) milo sie czyta-pasja wyjatkowa i co najwazniejsze-taka orginalna, niebanalna. Ale nie ma co sie dziwic… piekne dusze zawsze maja piekne pasje. Sama mam nudna,jak na owe czasy. Wyszywam (badz haftuje-jak kto woli). „Wiola,no co ty,fajne ale poszlabys na impreze”… tak odnosnie panskiego. przeslania. Kiedys tez mialam luk. Tata zrobil mi na balik przebierancow w przedszkolu. Dorwal jakas brzoze i po chwili byl luk. Moj piekny i wyjatkowy. Mialam tez strzaly z piorami… pozdrawiam serdecznie!
Sztuka w tym żeby pójść na imprezę i znaleźć czas na wyszywanie :)
Co do przebrania… obyśmy tez byli takimi kreatywnymi rodzicami :)
Kupuje się szybko i łatwo, trudniej wykonać coś samemu i poświęcić tak cenny czas. Chętnie zobaczyłbym efekty wyszywania.
Pozdrawiam!
Moglabym sie pochwalic ale nie wiem jak dodac tu zdjecie ;P imprezy tez sa… a luk i strzaly nie byly kupione…ach,kiedy to bylo. . Mam do Pana jeszcze pytanie… czy bral Pan kiedys (2003 badz 2004r)udzial w rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem? Mam zdjecie z rycerzem podobnym do Pana ;)
Żadna praca nie została jeszcze upubliczniona? Żadnego linku? W komentarzach niestety nie da się dołączyć zdjęcia. Paradoksalnie jeszcze nigdy nie pojawiłem się na tego typu imprezach ze swoimi łukami :)
Jedynie na fejsbuku kiedys cos dodalam (Weideman Wioleta). Jesli bedzie mial Pan okazje to warto wybrac sie na taka impreze. Przednie widowisko:)