Obiecałem, że pojawią się bardziej sensowne artykuły :) Mam nadzieję że to będzie jeden z nich…
Żonka wyjechała na weekend więc długo się nie zastanawiając ruszyłem naszą czerwoną rakietą (czyt. matiz) w stronę mojej drugiej miłości. Ranek był całkiem mroźny, jak się później okazało temperatura w ciągu dnia zbytnio nie podskoczyła. Na dodatek poprószył pierwszy śnieg. Nie wiem dlaczego, ale taka aura sprzyja pracy nad łukami. Znacznie bardziej lubię pracować zimą niż latem. Ciepły warsztacik już na mnie czekał. Odpaliłem Trójeczkę (o dziwo było nawet trochę muzyki zamiast politycznego jazgotu) i popatrzyłem co my tu mamy do roboty. Lubię robić kilka łuków naraz. Zabawa z jednym trochę mnie nudzi. Oczywiście pracując w ten sposób, niektóre łuki nie mogą doczekać się finiszu bo zaczynam nowe bardziej „interesujące” projekty. I tak stoją sobie porzucone przez stwórcę w ciemnym kącie warsztatu. Raz na jakiś czas jednak trzeba zrobić porządek i sumiennie dokończyć wszystko po kolei. Postanowiłem, że to już ten moment. Nie byłbym sobą gdybym nie przyniósł ze składu jednej dodatkowej listwy na nowy łuk. Nie może być, że po tak długiej przerwie będę dłubał tylko w starych łukach. Musi być miejsce na małe eksperymenty. Tak więc obecnie do skończenia mam:
– płaski łuk leszczynowy – niemal skończony. Jeszcze tylko ostatnie szlify.
– szczapa z robinii – miałem z niej robić łuk, ale chyba zabrakło czasu. Nie chciało mi się odnosić do składu, więc zacząłem kolejny łuk płaski. Tutaj konieczne będzie gięcie na parze. Wcześniej muszę zebrać całą biel. Obecnie wycięty kształt łuku i do połowy „odbielony”.
– kompozyt refleksyjny (cis/wiąz/scięgna). Rozkleił się w czasie schnięcia. Trzeba jakoś go uratować bo wiązałem z nim wielkie nadzieje.
– eksperymentalny łuk flight (hikora/cis/ścięgna). Rzuciłem nim w kąt bo się zdenerwowałem :) Zebrałem więcej materiału niż to było planowane. Gotowy do profilowania.
– krótki indiański (wiąz/ścięgna). Na etapie listwy.
Jako nowy eksperyment zacząłem łuk z czereśni. Jeszcze nigdy nie testowałem tego drewna. Powinno być całkiem dobre. Na tym właśnie łuku chciałbym pokazać krok po kroku jak z pnia wydobyć łuk. Jest to możliwe poniekąd z tego powodu, że mam nowego pancernego majfona (nie płącą mi za reklamę… a szkoda). Telefon idealny dla rzemieślnika i na wyprawy, nie straszny mu syf i woda. Bez obaw mogę trzaskać foty w trakcie pracy. Wcześniej miałem daremny aparat 2 Mpx. Teraz spokojnie mogę robić dokumentację prac bez biegania po lustrzankę. Zdjęcia nie zachwycają ale widać co trzeba, musicie się przyzwyczaić.
Rozszczepianie pnia przedstawię na podstawie innego pnia, tutaj akurat leszczyna. Póki co same zdjęcia, niedługo dodam opis.
Zaczynamy więc ze wstępnie obrobioną listwą. W tym przypadku mamy korę na grzbiecie. Zazwyczaj ściągam przy rozszczepianiu pnia, ale w przypadku czereśni zostawiłem. Owocowe gatunki bardzo lubią pękać od strony grzbietu (liczne drobne ryski). Pozostawienie kory spowalnia schnięcie i minimalizuje ryzyko pęknięć. Czasem mimo pozostawionej kory drewno i tak pęka, najgorzej, że dowiadujemy się o tym dopiero po jej usunięciu (np. śliwa). Listwa jest bardzo dobrej jakości. Brak szkodliwych sęków w obrębie przyszłego łuku, prosta, szeroka, grzbiet jest słabo zaokrąglony. Nie jest idealna, zdarzają się zawirowania włókien (ale to powinno tylko nadać charakteru), a długość listwy to tylko 150 cm. Postanowiłem, że zrobię łuk o bardzo szerokich ramionach, grzbiet jest dosyć płaski więc nie powinien być przeciążony. W przypadku kiedy łuki mają mocno zaokrąglony grzbiet ryzyko pęknięcia wzrasta.
Pracę zaczynamy od korowania. Najlepiej nadaje się do tego ośnik. Mój ma już kupę lat za sobą, stare dobre, ręcznie kute narzędzia. Osobiście wolę ośnik bardziej tępy. Ostre narzędzie z łatwością zatnie nam drewno pod korą, a przecież to nasz przyszły grzbiet łuku. Najlepiej kiedy ośnik jest na tyle „nieostry”, że możemy swobodnie przesunąć palcem po całym ostrzu. Wtedy łatwo usuniemy nawet zaschniętą korę i przy odrobinie uwagi nie uszkodzimy drewna. Na tym etapie nie warto namiętnie glancować grzbietu. Teraz musimy stworzyć jedynie powierzchnię, na której narysujemy ołówkiem kształt grzbietu. Bez obaw można zostawić łyko. Grzbiet doprowadzimy do porządku dopiero po wycięciu wstępnego kształtu.
Z lenistwa nie maluję końców wodoodporną farbą, które rzekomo mają zabezpieczyć przed pękaniem i zapewnić równomierne schnięcie. Wg mnie zbędny zabieg. Wysezonowałem już wiele szczap i wszystkie mają się dobrze, pęknięcia jeśli są to znikome. Na jednym końcu naszej szczapki widoczne jest własnie takie delikatne pęknięcie, przy drewnie owocowym jest to niemal nieuniknione. W takim przypadku należy odciąć od 0,5-1 cm i zobaczyć czy pękniecie jest głębsze. W tym przypadku było tylko powierzchowne.
Teraz należy wyznaczyć oś łuku, czyli prostą linię na grzbiecie. Nie bawię się z wieszaniem ciężarków bo za dużo zachodu. Mam na to swój sposób. Od strony brzuśca szukam zadzioru/drzazgi, która często powstaje podczas łupania. Jeśli nie ma, nacinam nożem drewno. W nacięcie wkładam sznurek, przekładam nad jednym końcem listwy i przeciągam przez całą długość na drugi koniec. Tam wykonuję podobne nacięcie i mocno naprężając sznurek, wyznaczam oś łuku.
Czasami listwa jest wygięta w przeciwną stronę (refleks). Wtedy sznurek jest znacznie oddalony od przyszłego grzbietu co może utrudniać odrysowanie lini. Wystarczy zrobić pętelki innym sznurkiem w miejscach gdzie odstęp jest największy.
Po takim zabiegu należy upewnić się czy oś łuku nadal jest prosta. Zazwyczaj wystarczy kilka razy delikatnie klepnąć w miejscach gdzie sznurki się krzyżują. Jeśli sznurek, który wyznacza oś łuku jest dobrze napięty, powinien wrócić do właściwej pozycji. Jeśli nie, dokonujemy korekty. Teraz wystarczy pod sznurkiem zaznaczyć punkty co około 20cm.
Łączymy wszystkie punkty linijką i sprawdzamy czy wyrysowana oś łuku jest prosta. Wyznaczenie prawidłowej osi łuku jest bardzo ważne. Pozwoli nam później uniknąć kłopotów przy profilowaniu. Oczywiście możliwe są odchylenia od osi, ważne aby oba końce łuku leżały w osi. W innym wypadku możemy mieć spory problem ze skręcaniem ramion, a nawet z założeniem cięciwy. Łuki z „charakterem” lub tzw. snakebow to już wyższa szkoła jazdy. Tam podążamy za kierunkiem włókien w drewnie, pamiętając aby równomiernie rozłożyć odchylenia od osi. Tutaj jeden z moich pierwszych łuków typu snakebow.
Teraz czas wyrysować kształt łuku. Tutaj bardzo wiele zależy jakie drewno, jaka długość listwy, czy grzbiet zaogrąglony, czy będzie gięcie lub ścięgna itd. W tym przypadku listwa jest dosyć krótka i szeroka, bez dodatkowych bajerów. Listwa sama dyktuje warunki, trzeba je tylko prawidłowo oczytać. W tym przypadku sytuacja była oczywista. Szeroki na 5 cm przez większą część ramienia, a później zwęża się piramidalnie ku końcom do 1 cm. Kształt łuku wyznaczam zawsze na czuja. Ważne by nie przesadzić z masą na końcach ramion (ok. 1/3 długości). Teraz rysunek wydaje się kanciasty. Smukłych kształtów nadam dopiero później.
Teraz trzeba się napracować fizycznie żeby usunąć drewno, które obrasta nasz łuk. Można tradycyjnie siekierką/strugiem. Lubię czasem popracować tradycyjnymi narzędziami, ale czas nagli, a kolejka łuków czeka. Tutaj świetnie sprawdzają się strugi elektryczne i szlifierki kątowe z tarczą szlifierską. Mogą być nawet tanie narzędzia z marketów. Nie lubię tego etapu ze względu na syf i hałas.
Tak więc wstępny kształt łuku od strony grzbietu już wycięty. Teraz kolej na grubość. Tutaj zazwyczaj jest więcej materiału. Tak samo jak wcześniej musimy wyznaczyć linie, które mniej więcej wyznaczą nam granicę naszych szlifierskich zapędó. W łukach płaskich zmiana grubości ramion jest nieznaczna, dlatego przy wstępnym wycinaniu rysuję tą samą grubość na całej długości (1cm), za wyjątkiem odcinka bliżej majdanu gdzie dla bezpieczaństwa zostawiam więcej materiału. Teraz pora na kolejną sztuczkę. Chwytami ołówek blisko rysika, wysuwamy na 1 cm od krawędzi i blokujemy odległość paznokciem palca środkowego. Metoda równie prosta co skuteczna. W ten sposób wyznaczymy grubość na całej długości ramienia z uwzględnieniem wszystkich krzywizn. Uśmiecham się na myśl, że kiedyś z pietyzmem obliczałem i wyrysowywałem grubość ramienia za pomocą linijki.
c.d.n.