Autor: Tomasz Bolik (Page 3 of 10)

Leszczynowy

Powoli udaje się kończyć zaczęte łuki. Ten czekał już chyba od wiosny 2016 albo i dłużej. Bardzo ładny materiał, szczapa posiadała naturalny refleks. Tym razem postanowiłem poeksperymentować z majdanem. Już dawno temu podejrzałem na jakieś obcojęzycznej stronie łuk hunter z fakturowaną rękojeścią. Trochę opornie podchodziłem do obróbki majdanu bo za każdym razem szkoda było mi niszczyć pięknej gładkiej powierzchni. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Kropki wykonywałem jedna za drugą za pomocą ręcznej wiertareczki typu dremel.  Czasem nie utrafiłem dokładnie gdzie chciałem, ale ogólnie prezentuje się ok. Efekt jest ciekawy ale chyba pozostanę przy gładkim drewnie. Fakturowanie rękojeści zabiera sporo czasu.

Co do samej konstrukcji to nic nadzwyczajnego. Końcówki łuku starałem się zrobić jak najlżejsze. Około 10 cm od końca ramię jest grubsze niż szersze. Łatwy sposób aby uzyskać maksymalną sztywność przy minimalnej wadze. Pewnie dałoby się jeszcze bardziej odchudzić, ale lepiej zachować pewną rezerwę wytrzymałości. Kolejny raz pochwalę leszczynę. Łuk trzyma lekki refleks i pracuje bardzo przyjemnie.

Drewno: leszczyna
Długość całkowita: hm… pewnie ok 170cm (przy okazji zmierzę)
Siła/długość naciągu: 12kg/28″

 

Jak zrobić łuk – krok po kroku

Obiecałem, że pojawią się bardziej sensowne artykuły :) Mam nadzieję że to będzie jeden z nich…

Żonka wyjechała na weekend więc długo się nie zastanawiając ruszyłem naszą czerwoną rakietą (czyt. matiz) w stronę mojej drugiej miłości.  Ranek był całkiem mroźny,  jak się później okazało temperatura w ciągu dnia zbytnio nie podskoczyła. Na dodatek poprószył pierwszy śnieg. Nie wiem dlaczego, ale taka aura sprzyja pracy nad łukami. Znacznie bardziej lubię pracować zimą niż latem. Ciepły warsztacik już na mnie czekał. Odpaliłem Trójeczkę (o dziwo było nawet trochę muzyki zamiast politycznego jazgotu) i popatrzyłem co my tu mamy do roboty. Lubię robić kilka łuków naraz. Zabawa z jednym trochę mnie nudzi. Oczywiście pracując w ten sposób, niektóre łuki nie mogą doczekać się finiszu bo zaczynam nowe bardziej „interesujące” projekty. I tak stoją sobie porzucone przez stwórcę w ciemnym kącie warsztatu. Raz na jakiś czas jednak trzeba zrobić porządek i sumiennie dokończyć wszystko po kolei. Postanowiłem, że to już ten moment. Nie byłbym sobą gdybym nie przyniósł ze składu jednej dodatkowej listwy na nowy łuk. Nie może być, że po tak długiej przerwie będę dłubał tylko w starych łukach. Musi być miejsce na małe eksperymenty. Tak więc obecnie do skończenia mam:
– płaski łuk leszczynowy – niemal skończony. Jeszcze tylko ostatnie szlify.
– szczapa z robinii – miałem z niej robić łuk, ale chyba zabrakło czasu. Nie chciało mi się odnosić do składu, więc zacząłem kolejny łuk płaski. Tutaj konieczne będzie gięcie na parze. Wcześniej muszę zebrać całą biel. Obecnie wycięty kształt łuku i do połowy „odbielony”.
– kompozyt refleksyjny (cis/wiąz/scięgna). Rozkleił się w czasie schnięcia. Trzeba jakoś go uratować bo wiązałem z nim wielkie nadzieje.
– eksperymentalny łuk flight (hikora/cis/ścięgna). Rzuciłem nim w kąt bo się zdenerwowałem :) Zebrałem więcej materiału niż to było planowane. Gotowy do profilowania.
– krótki indiański (wiąz/ścięgna). Na etapie listwy.

Jako nowy eksperyment zacząłem łuk z czereśni. Jeszcze nigdy nie testowałem tego drewna. Powinno być całkiem dobre. Na tym właśnie łuku chciałbym pokazać krok po kroku jak z pnia wydobyć łuk. Jest to możliwe poniekąd z tego powodu, że mam nowego pancernego majfona (nie płącą mi za reklamę… a szkoda). Telefon idealny dla rzemieślnika i na wyprawy, nie straszny mu syf i woda. Bez obaw mogę trzaskać foty w trakcie pracy. Wcześniej miałem  daremny aparat 2 Mpx. Teraz spokojnie mogę robić dokumentację prac bez biegania po lustrzankę. Zdjęcia nie zachwycają ale widać co trzeba, musicie się przyzwyczaić.

Rozszczepianie pnia przedstawię na podstawie innego pnia, tutaj akurat leszczyna. Póki co same zdjęcia, niedługo dodam opis.

 

 

Zaczynamy więc ze wstępnie obrobioną listwą. W tym przypadku mamy korę na grzbiecie. Zazwyczaj ściągam przy rozszczepianiu pnia, ale w przypadku czereśni zostawiłem. Owocowe gatunki bardzo lubią pękać od strony grzbietu (liczne drobne ryski). Pozostawienie kory spowalnia schnięcie i minimalizuje ryzyko pęknięć. Czasem mimo pozostawionej kory drewno i tak pęka, najgorzej, że dowiadujemy się o tym dopiero po jej usunięciu (np. śliwa). Listwa jest bardzo dobrej jakości. Brak szkodliwych sęków w obrębie przyszłego łuku, prosta, szeroka, grzbiet jest słabo zaokrąglony. Nie jest idealna, zdarzają się zawirowania włókien (ale to powinno tylko nadać charakteru), a długość listwy to tylko 150 cm. Postanowiłem, że zrobię łuk o bardzo szerokich ramionach, grzbiet jest dosyć płaski więc nie powinien być przeciążony. W przypadku kiedy łuki mają mocno zaokrąglony grzbiet ryzyko pęknięcia wzrasta.

img_20161112_112027

Wygląda obiecująco :)

img_20161112_112218

Na całej długości jest tylko jeden większy sęk, na dodatek niegroźny. Zwróćcie uwagę na bardzo szerokie słoje.

Pracę zaczynamy od korowania. Najlepiej nadaje się do tego ośnik. Mój ma już kupę lat za sobą, stare dobre, ręcznie kute narzędzia. Osobiście wolę ośnik bardziej tępy. Ostre narzędzie z łatwością zatnie nam drewno pod korą, a przecież to nasz przyszły grzbiet łuku. Najlepiej kiedy ośnik jest na tyle „nieostry”, że możemy swobodnie przesunąć palcem po całym ostrzu. Wtedy łatwo usuniemy nawet zaschniętą korę i przy odrobinie uwagi nie uszkodzimy drewna. Na tym etapie nie warto namiętnie glancować grzbietu. Teraz musimy stworzyć jedynie powierzchnię, na której narysujemy ołówkiem kształt grzbietu. Bez obaw można zostawić łyko. Grzbiet doprowadzimy do porządku dopiero po wycięciu wstępnego kształtu.

Poniżej ośnik +5 do usuwania kory, wykuty prawdopodobnie w Mordorze, użyty jako broń zadaje 2k4 obrażeń...

Poniżej ośnik +5 do usuwania kory, wykuty prawdopodobnie w Mordorze, użyty jako broń zadaje 2k4 obrażeń…

Z lenistwa nie maluję końców wodoodporną farbą, które rzekomo mają zabezpieczyć przed pękaniem i zapewnić równomierne schnięcie. Wg mnie zbędny zabieg. Wysezonowałem już wiele szczap i wszystkie mają się dobrze, pęknięcia jeśli są to znikome. Na jednym końcu naszej szczapki widoczne jest własnie takie delikatne pęknięcie, przy drewnie owocowym jest to niemal nieuniknione. W takim przypadku należy odciąć od 0,5-1 cm i zobaczyć czy pękniecie jest głębsze. W tym przypadku było tylko powierzchowne.

Nie wygląda groźnie.

Nie wygląda groźnie.

Piła japońska. Od niedawna niezbędne narzędzie w moim warsztacie. Polecam!

Piła japońska. Od niedawna niezbędne narzędzie w moim warsztacie. Polecam!

Teraz należy wyznaczyć oś łuku, czyli prostą linię na grzbiecie. Nie bawię się z wieszaniem ciężarków bo za dużo zachodu. Mam na to swój sposób. Od strony brzuśca szukam zadzioru/drzazgi, która często powstaje podczas łupania. Jeśli nie ma, nacinam nożem drewno. W nacięcie wkładam sznurek, przekładam nad jednym końcem listwy i przeciągam przez całą długość na drugi koniec. Tam wykonuję podobne nacięcie i mocno naprężając sznurek, wyznaczam oś łuku.

Chyba prościej się już nie da :)

Chyba prościej się już nie da :)

Chyba jest ok.

Chyba jest ok.

Czasami listwa jest wygięta w przeciwną stronę (refleks). Wtedy sznurek jest znacznie oddalony od przyszłego grzbietu co może utrudniać odrysowanie lini. Wystarczy zrobić pętelki innym sznurkiem w miejscach gdzie odstęp jest największy.

Tutaj wystarczyła tylko jedna pętelka.

Tutaj wystarczyła tylko jedna pętelka.

Dla porównania inna listwa z robinii akacjowej która wymagała więcej pętli ze względu na znaczne wygięcie na jednym końcu

Dla porównania inna listwa z robinii akacjowej, która wymagała więcej pętli ze względu na znaczne wygięcie na jednym końcu

Po takim zabiegu należy upewnić się czy oś łuku nadal jest prosta. Zazwyczaj wystarczy kilka razy delikatnie klepnąć w miejscach gdzie sznurki się krzyżują. Jeśli sznurek, który wyznacza oś łuku jest dobrze napięty, powinien wrócić do właściwej pozycji. Jeśli nie, dokonujemy korekty.  Teraz wystarczy pod sznurkiem zaznaczyć punkty co około 20cm.

Zaznaczając kropki patrzymy na sznurek prostopadle. Patrząc z ukosu możemy źle odczytać oś (sznurek nie zawsze przylega do drewna)

Zaznaczając kropki patrzymy na sznurek prostopadle. Patrząc z ukosu możemy źle odczytać oś (sznurek nie zawsze przylega do drewna)

Łączymy wszystkie punkty linijką i sprawdzamy czy wyrysowana oś łuku jest prosta. Wyznaczenie prawidłowej osi łuku jest bardzo ważne. Pozwoli nam później uniknąć kłopotów przy profilowaniu.  Oczywiście możliwe są odchylenia od osi, ważne aby oba końce łuku leżały w osi. W innym wypadku możemy mieć spory problem ze skręcaniem ramion, a nawet z założeniem cięciwy. Łuki z „charakterem” lub tzw. snakebow to już wyższa szkoła jazdy. Tam podążamy za kierunkiem włókien w drewnie, pamiętając aby równomiernie rozłożyć odchylenia od osi. Tutaj jeden z moich pierwszych łuków typu snakebow.

Swoją drogą, dobra linijka z castoramy :)

Swoją drogą, dobra linijka z castoramy :)

Leci prosto... mniej więcej :)

Leci prosto… mniej więcej :)

Teraz czas wyrysować kształt łuku. Tutaj bardzo wiele zależy jakie drewno, jaka długość listwy, czy grzbiet zaogrąglony, czy będzie gięcie lub ścięgna itd. W tym przypadku listwa jest dosyć krótka i szeroka, bez dodatkowych bajerów. Listwa sama dyktuje warunki, trzeba je tylko prawidłowo oczytać. W tym przypadku sytuacja była oczywista. Szeroki na 5 cm przez większą część ramienia, a później zwęża się piramidalnie ku końcom do 1 cm. Kształt łuku wyznaczam zawsze na czuja. Ważne by nie przesadzić z masą na końcach ramion (ok. 1/3 długości). Teraz rysunek wydaje się kanciasty. Smukłych kształtów nadam dopiero później.

To ten etap kiedy mamy jeszcze kawałek pnia, ale siłą wyobraźni już widzimy piękny łuk.

To ten etap kiedy mamy jeszcze kawałek pnia, ale siłą wyobraźni już widzimy piękny łuk.

Teraz trzeba się napracować fizycznie żeby usunąć drewno, które obrasta nasz łuk. Można tradycyjnie siekierką/strugiem. Lubię czasem popracować tradycyjnymi narzędziami, ale czas nagli, a kolejka łuków czeka. Tutaj świetnie sprawdzają się strugi elektryczne i szlifierki kątowe z tarczą szlifierską. Mogą być nawet tanie narzędzia z marketów. Nie lubię tego etapu ze względu na syf i hałas.

Przy elektrycznych narzędziach trzeba nabrać trochę wprawy. Chwila nieuwagi i zniszczymy szczapkę. Warto poćwiczyć na innych listwach zanim zabierzemy się za łuk.

Przy elektrycznych narzędziach trzeba nabrać trochę wprawy. Chwila nieuwagi i zniszczymy szczapkę. Warto poćwiczyć na innych listwach zanim zabierzemy się za łuk.

..no właśnie. Wyżej pisałem, że trzeba uważać. Przypadkowo zebrałem więcej niż było to planowane, ale takie drobne pomyłki da się naprawić.

..no właśnie. Wyżej pisałem, że trzeba uważać. Przypadkowo zebrałem więcej niż było to planowane, ale takie drobne pomyłki da się naprawić.

Zwróć uwagę na tarczę. Papier na tarczy jest dość drobny, szlifierka nie posiada regulacji obrotów a drewno czereśni jest dosyć twarde. W efekcie drewno się przypala. Kiedy nie mamy regulacji obrotów i musimy pracować na wysokich, lepiej użyć tarczy gruboziarnistej i zbierać materiał krótkimi szybkami ruchami.

Zwróć uwagę na tarczę. Papier na tarczy jest dość drobny, szlifierka nie posiada regulacji obrotów, a drewno czereśni jest twarde. W efekcie drewno się przypala. Kiedy nie mamy regulacji obrotów i musimy pracować na wysokich, lepiej użyć tarczy gruboziarnistej i zbierać materiał krótkimi szybkami ruchami.

Tak więc wstępny kształt łuku od strony grzbietu już wycięty. Teraz kolej na grubość. Tutaj zazwyczaj jest więcej materiału. Tak samo jak wcześniej musimy wyznaczyć linie, które mniej więcej wyznaczą nam granicę naszych szlifierskich zapędó. W łukach płaskich zmiana grubości ramion jest nieznaczna, dlatego przy wstępnym wycinaniu rysuję tą samą grubość na całej długości (1cm), za wyjątkiem odcinka bliżej majdanu gdzie dla bezpieczaństwa zostawiam więcej materiału.  Teraz pora na kolejną sztuczkę. Chwytami ołówek blisko rysika, wysuwamy na 1 cm od krawędzi i blokujemy odległość paznokciem palca środkowego. Metoda równie prosta co skuteczna. W ten sposób wyznaczymy grubość na całej długości ramienia z uwzględnieniem wszystkich krzywizn. Uśmiecham się na myśl, że kiedyś z pietyzmem  obliczałem i wyrysowywałem grubość ramienia za pomocą linijki.

Magia!

Magia!

Działa wyśmienicie

Działa wyśmienicie

c.d.n.

Wegetacja i wielkie zmiany

No i znowu nie było mnie kawał czasu. Miał pisać częściej, a na stronie przeciąg jak w starej stodole. No cóż… chciałbym napisać że nie miałem czasu ale to marne wytłumaczenie. Już bardziej sensownie brzmi fakt, że nie miałem za bardzo o czym pisać. Od wiosny miałem dosyć poważny przestój i bardzo rzadko gościłem w warsztacie. Poza tym sezon letni jakoś nie zachęca do siedzenia w piwnicy z patykami. Czy ja się tłumaczę? Hm… bynajmniej nie mam zamiaru. Mimo to chciałbym krótko opowiedzieć co takiego ostatnio miało miejsce w moim życiu (pieprzony exhibicjonista).

Możliwe, że z poprzednich wpisów wiesz, że kupę czasu spędzam przy komputerze, to moja praca. Rano wstaję z łóżka zakładam papucze wykonuję 15 kroków w stronę komputera. Odpalam machinę i naliczam kolejne dupogodziny. Tak, pracuję zdalnie. Powiesz, że praca marzeń? Też tak myślałem…
Żeby nie było… lubię komputer, lubię pracę przy komputerze, w końcu taki zawód sobie wybrałem. Z czasem jednak poczułem ogromny dyskomfort fizyczny i psychiczny. Roślina w doniczce, którą czasem wystawia się na balkon to dobre porównanie. Najgorsze było chyba to, że nie miałem obok innych roślinek. Zdalna praca przy komputerze ma to do siebie, że brakuje bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Brakowało mi ludzi, którym  mógłbym poopowiedać debilne kawały, brakowało mi też „rzeczywistej” fizycznej pracy. Chyba już taki jestem, że muszę ciągle w czymś dłubać…nos niestety już odpada. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić…nie wiedziałem tylko kiedy i jak. Czułem,że prawdziwe życie ucieka mi miedzy palcami.  Kryzys się pogłębiał, a na horyzoncie pojawiła się dodatkowa atrakcja – wesele (moje rzecz jasna).

Wesele jak to wesele, wielkie zmiany i dużo przygotowań. Super sprawa, ale szczerze…pierwszy i ostatni raz. Głowa boli od ilości pierdół do załatwienia i zapłacenia. Między innymi z tego też powodu nie było czasu na łuki. Ostatecznie nie zmieniłem tylko stanu cywilnego, ale także miejsce zamieszkania. Ah, te nieprzespane noce… żona czy warsztat… warsztat czy żona… warsztat i żona… tylko jak? (pozdrawiam kochanie! :D ) Na dodatek przeprowadzać się do miasta??? Gdzie bedę strzelał? Na trzepaku? Przecież wszystkie oblegane są przez dzieci. Trochę obawiałem się o przyszłość mojej pasji, ale jak zwykle udało się wypracować całkiem przyjemny kompromis. Nie mam warsztatu i wynajmuję mieszkanie ale… nie w mieście, a na obrzeżach, do domowego warszatu mam zaledwie 15km, a nasza kamieniczka ma pokaźny ogród. Kiedy byliśmy oglądać mieszkanie i zobaczyłem ogród już chciałem wykręcać z palca krew i podpisywać cyrograf… ze 30m, istna strzelnica. Wiedziałem, że nic lepszego nie znajdę. Dodatkowo mam bliżej do indiańskiej wioski Mato gdzie razem z Kikanem sporo działamy.  Przy okazji wesela postanowiłem, że bedzie to dobry moment na zmiany w pracy. Jak już zmieniać to wszystko za jednym zamachem.

Tutaj kwestia nie była już tak prosta. Pierwsze z czego musiałem zrezygnować to całkiem przyjemne zarobki. Nie było to szczególnie trudne. Zawsze powtarzalem, że lepiej być trochę biedniejszym, ale szczęśliwszym. Dobra, dobra… ale teraz trzeba płacić za chałupę, za prąd, za wodę, za gaz, za internet… Pewnym było, że potrzebowałem stałych zarobków. Możecie sobie darować komentarze typu: „dlaczego nie założysz własnej firmy, masz świetne warunki i pomysł na biznes łuczniczy”. Ależ oczywiście, że mam śwetny pomysł i warunki, ale nie w Polsce, wybitnie nieprzyjaznym kraju dla małych przedsiębiorstw. Ten chory kraj nie pozwala człowiekowi godnie zarabiać na własny rachunek. Szkoda w ogóle gadać bo temat oklepany, a ja już nie raz kombinowałem jak zgodnie z prawem założyć firmę, nie zbankrutować, ba… nawet się z niej utrzymać. Nie da się bez kombinatorstwa. Co ciekawe powstały już dwa amatorskie biznesplany, jeden jeszcze za czasów mojego liceum albo nawet gimnazjum, drugi na studiach żony. Oba cieszyły się całkiem sporym zainteresowaniem ;) Rzemiosło łucznicze samo w sobie nie jest idealnym biznesem. Łuki klejone owszem, ale naturalne to już problem. Trudno o stały dostęp do surowca odpowiedniej jakości. Trzeba szukać okazji, żeby znaleźć dobry materiał, a nie na tym biznes polega. Dobrym wyjściem jest eksport na zachód, ale póki co nie chcę się w to angażować. Poza tym wydaje mi się, że kiedy nie traktuję łuków jako pracy zarobkowej, czerpię z tego o wiele większą przyjemność. Mogę bez pośpiechu i stresu bawić się z drewnem.

_mg_5639-1

Dużo tekstu bez zdjęć to kiepski pomysł. Coś trzeba wrzucić, a skoro już o mnie mowa… w tym roku wziąłem udział w pierwszym turnieju i wyszło całkiem fajnie :)

Tak więc własna działalność jako źródło stałego dochodu odpada. Może poszukać nowej pracy? Jako grafik komputerowy? Okolica nie obfituje w ciekawe propozycje na tych stanowiskach. No i nadal będę siedział 8 godzin przy komputerze, no może czasem pogadam z klientem, pobawię się drukarką albo tym co wypluje. No i te durne kalendarze dla firm… ogłupiałbym całkiem  szybko. Zawsze marzyłem o pracy jako koncept artysta przy grach komputerowych, ale chyba za późno żeby tworzyć portfolio. Długo myśałem co tu zrobić, aż pewnego dnia mnie oświeciło. Połowa etatu! Idealny środek. Jest stały dochód i sporo wolnego czasu na inne zajęcia. Długo zbierałem się do rozmowy z szefem. Tworzymy mała dwuosobową firmę, więc nasze stosunki są bardziej koleżeńskie. Każdemu polecam takiego szefa, zero stresu, wszystko jasne, brak korporacyjnych cyrków ( Michael, jeśli czytasz to pozdrawiam i dziękuję :) ) Choć tu może być problem w postaci bariery językowej…ah zapomniałem powiedzieć, że nie pracuje w polskiej firmie (w tym miejscu pozdrowienia dla naszego rządu). Bałem się, że jak usłyszy o moim pomyśle to powie 8 godzin albo w ogóle i klops. Spotkałem się jednak z pełnym zrozumieniem, za co jestem bardzo wdzięczny. Pierwszy tydzień miał być próbny, no i okazało się, że w sumie jemu też tak bardziej pasuje. Udało się! Kolejny złoty środek! Są stałe zarobki, jest czas na pracę fizyczną i moją pasję. W wolnych chwilach podajemuję się różnych zajęć, czasem siedzę z młotkiem na dachu, czasem renowacja mebli (dzieki Kikan). I powiem Wam, kiedy tak wbijam te gwoździe na dachu, ani razu nie pomyśłem: „czlowiek studiował przez 5 lat żeby teraz w zimnie młotkiem trzaskać”. Tam na tym dachu czuję, że żyję :) Są ludzie, którym jest komfortowo cały dzień za biurkiem, ja chyba do nich nie należę.

Tak by to w skrócie wyglądało. W efekcie mam mniej kasy, jestem bardziej zalatany, a przede wszystkim szczęśliwszy. O to chyba chodziło :) Po co o tym wszystkim piszę? Nie wiem, może to trend obecnej generacji, który wzbudza niepohamowane pragnienie upubliczniania się w sieci. Może mam nadzieję, że ktoś z Was też ma podobne problemy egzystencjalne i wyciągnie jakaś lekcję (złoty środek! – sprawdza się w każdej dziedzinie). A może poprostu chiałbym nawiązać większą wieź z Wami. Bo okazuje się, że ktoś to czyta i nawet czeka na kolejne wpisy (dziękuję i pozdrawiam Wiola).

W związku z tym, że teraz mam nieco więcej czasu postaram się przygotować jakieś sensowne artykuły o rzemiośle. Idzie zima, a zima to długie wieczory, a długie wieczory to czas na łuki ;) Chiałbym także poszerzyć moją stronę o nowy dział, który nie będzie scricte o łukach, ale o naturze, wyprawach, obozowaniu… czyli o tym co misie lubią najbardziej  :)

Pozdrawiam!
Tomek

II Turniej Pasjonatów łucznictwa

Zapraszamy wszystkich pasjonatów łucznictwa na drugi turniej w wiosce idiańskiej MATO – 16.07.2016!

Turniej ma luźny charakter. Nie wymagamy super sprzętu,  stroju, a nawet umiejętności strzeleckich. Wszystko czego potrzebujesz by wziąć udział w turnieju to łuk, minimum 6 strzał i nagrodę wartości ok 20zł. Nie masz łuku? Pożycz od kolegi albo zabierz swojemu dziecku (albo razem z dzieckiem).
O co chodzi z nagrodą? Każdy uczestnik przywozi nagrodę, może być kupiona, może być zrobiona, liczymy na Waszą inwencję. Ważne by szacunkowa wartość upominku wynosiła ok. 20zł. Tym oto magicznym sposobem KAŻDY uczestnik dostanie nagrodę! Z puli nagród każdy wybierze coś dla siebie. Zaczyna pierwszy w rankingu, kończy ostatni. Więc na pewno nie wyjedziesz z pustymi rękoma! :)

PROGRAM:
14.00-15.00 Zapisy i możliwość przetestowania łuków na chronografie
15.00-16.00 Strzelanie treningowe
16.00 Turniej łuczniczy

Po turnieju ogłoszenie wyników, rozdanie nagród i wręczenie zwycięzcy pucharu przejściowego
Jeśli będą chętni i czas – bitwy łucznicze na pacyny
Testy strzelania flight
Ognisko
Możliwość noclegu w idiańskim Tipi

DYSCYPLINY W TURNIEJU:
– strzelanie do tarczy 15m i 25m
– trasa z elementami strzelania 3D (zwierzęta 2D i 3D, różne pozycje strzeleckie, strzał parabolą, strzelanie na czas)

KATEGORIE:
1. Łuki tradycyjne
2. Hunter i sportowe (bez celowników)
(w obu kategoriach obowiązują strzały drewniane, dopuszczamy plastikowe nasadki)
Turniej odbędzie się niezależnie od ilości uczestników i pogody. Trzeba mieć na uwadze, że turniej bedzie odbywał się na otwartym powietrzu. W kryzysowej sytuacji indiańskie tipi jeszcze stoi.  W tym roku turniej organizujemy w znacznie bardziej przyjemnym miesiącu, mamy dłuższy dzień i wyższe temperatury. Celem turnieju jest rozpowszechnienie łucznictwa w okolicy, a przede wszystkim zawarcie nowych znajomości.

Po turnieju grzejemy się przy ognichu i pieczemy żarło. Prowiant prosimy zabrać ze sobą, jakość i ilość według uznania. Najważniejsze, to zabrać ze sobą jak najwięcej pozytywnej energii.
Miejsce: teren wioski indiańskiej Mato w Tworkowie obok Racibórza, woj. śląskie
Więcej informacji i wstępne zgłoszenia pod numerem: 691298331

turniej-01

« Older posts Newer posts »

© 2025 Tomasz Bolik

Theme by Anders NorenUp ↑